Autorka przywołuje tradycję epistolarnych manifestów, w których dziecko jest pośrednim adresatem. Pisząc do kilkuletniej córki, czyni z niej zwierciadło, w którym odbijają się jej własne lęki, marzenia i pytania. Jest śniadą matką w białym społeczeństwie, więc opowiada historię rasowej przemocy, wstydu pochodzenia i politycznej walki. To matka rebeliantka, a prowadzona przez nią rewolucja ma służyć „życiu jako takiemu” – macierzyństwo nie jest tu zawężone do relacji prywatnej, lecz staje się postawą publicznej troski o całą ludzkość.
Macierzyństwo ma być strategią przetrwania w świecie pełnym przemocy i naznaczonym środowiskową katastrofą. Singh jako matka bierze na siebie obowiązek opowiedzenia córce historii inaczej, w niebiały sposób, bo z tych „innych historii możemy się nauczyć, jak dalej żyć”. Miejscami głos autorki uderza w dość pompatyczne tony, bo też tematyka jest jak najpoważniejsza.
To książka wielowątkowa i intelektualnie pobudzająca, ale zostawia czytelnika – zwłaszcza rodzica – z pytaniem: gdzie sięga granica wolności, którą matka daje dziecku? „By ocalić siebie, musisz się ze mną rozdzielić, rozłamać, bo porzucając mnie, ocalisz nas obie” – podkreśla Singh, ale na ile radykalne przełomy sama przyjmie? Na to odpowie już córka.
Julietta Singh Przełomy tłum. Aleksandra Szymczyk, Wydawnictwo Współbycie, Warszawa 2024, s. 176