fbpx
fot. z archiwum autora
z Danielem Rycharskim rozmawia Katarzyna Pawlicka lipiec-sierpień 2021

Potrzeba reprezentacji

Wieś potrzebuje dzisiaj sztuki szczególnie mocno, choćby po to, żeby przejrzeć się w niej jak w lustrze. Ale także dlatego, żeby dzięki sztuce odbudowywać wspólnotę. Rolnictwo przestaje był łącznikiem, być może sztuka współczesna mogłaby stać się platformą spotkania.

Artykuł z numeru

Sztuka zachwytu

Czytaj także

Ilona Klimek-Gabryś

Żeby wyrazić siebie, trzeba wiedzieć kto to

Zauważa Pan w polskiej sztuce współczesnej zwrot ku wsi?

Mniej więcej do 2014 r. zainteresowanie tematami wsi było znikome. Wówczas już od kilku lat pracowałem w Kurówku, jednak, poza Grupą Działania z Lucimia, nie było właściwie artystów, którzy przyglądaliby się obszarom wiejskim. Po 2014 pojawiło się kilku zainteresowanych młodych artystów, m.in. Michał Łagowski czy Honorata Martin. Nałożyła się zresztą na to 150. rocznica zniesienia pańszczyzny. Na wystawie Co widać w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie kuratorzy zaaranżowali nawet dla nas tzw. kącik wiejski. Nie wiem, czy da się zauważyć zwrot czy pewną tendencję. Ale dzięki mojemu doświadczeniu dydaktycznemu – uczę obecnie na Akademii Sztuki w Szczecinie – mogę śmiało stwierdzić, że moi studenci raczej rzadko podejmują ten temat. Jednocześnie nawiązania do tematu wsi było widać u młodych np. na tegorocznym finale Hestii.

Bardzo się natomiast cieszę, że taki zwrot nastąpił w literaturze faktu – mam na myśli Ludową historię Polski Adama Leszczyńskiego, Bękarty pańszczyzny Michała Rauszera i Chamstwo Kacpra Pobłockiego oraz kilka innych książek, które pojawią się wkrótce na rynku. Nie widzę jednak przełożenia na sztuki plastyczne. Mam wrażenie, że obecnie jestem jedynym artystą młodego (a może nie tylko) pokolenia, który ze wsi uczynił swój temat i zaproponował jej długofalową współpracę.

Z czego wynika ten dystans wobec wsi?

Przede wszystkim ze wstydu. Większość z  nas pochodzi ze wsi lub małych miasteczek. Chodziliśmy do wiejskiej szkoły podstawowej, a potem prowincjonalnego liceum i byliśmy uczeni na potrzeby państwa, Kościoła, narodu i  miasta. Natomiast nikt nie uwzględniał potrzeb rodzimej wsi. Wręcz przeciwnie  – wpajano, żebyśmy się jej i chłopskich korzeni wstydzili. Z  takim bagażem młodzi ludzie trafiają na studia do dużych miast i mają poczucie, że ich obowiązkiem jest jak najszybciej się od wsi odciąć. Kosztem odcięcia od korzeni odbywa się bowiem awans społeczny. Jednocześnie myślę, że dzisiaj widoczne są dwa zjawiska częściowo nachodzące na siebie: „sztuka o wsi”, czyli podnoszenie tematu pochodzenia na różne sposoby, nie zawsze ciekawe, oraz działania artystyczne na tzw. prowincji – niekoniecznie podejmujące temat wsi/małych miasteczek wprost. Sytuacji, gdy ktoś wraca do miasteczka i tam ma swoje centrum twórcze, jest trochę. Te działania na marginesach mają pewien urok, choć stylistycznie niełatwo zebrać je pod jednym szyldem.

Spodziewam się, że sytuacji nie ułatwiają, wciąż obowiązujące i bardzo silnie rezonujące, stereotypy na temat polskiej wsi.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się