fbpx
fot. Małgorzata Kujawka/Agencja Gazeta
z Andrzejem Witkowskim rozmawia Katarzyna Pawlicka marzec 2019

Scenografia konstytuuje spektakl

Tworzenie scenografii i kostiumów to myślenie przez emocje, poszukiwanie tajemnicy. W projektowaniu wnętrz niezwykle istotna jest funkcjonalność, która w scenografii znaczy coś kompletnie innego – nie ma być wygodnie, przytulnie, harmonijnie. Przestrzeń i kostium powinny nieść znaczenia.

Artykuł z numeru

Jak pięknie różnią się nasze mózgi

Jak pięknie różnią się nasze mózgi

Katarzyna Pawlicka: Pracę scenografa teatralnego rozpoczął Pan na początku lat 80. od Caliguli w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Dziś niewiele mówi się o teatrze tamtego trudnego okresu, ponad to, że polscy twórcy byli odcięci od zachodnich tendencji, ograniczeni przez budżety i cenzurę.

Andrzej Witkowski: Teatr jest zawsze odbiciem czasów, w których powstaje, a lata 80. okazały się niewdzięczne dla każdego rodzaju działań. Trudno powiedzieć, na ile polski teatr był podobny do zachodniego – myślę, że na pewno chciał opowiadać o tym, co „tu i teraz”. To nie było proste: cenzura wzmocniła się w porównaniu do dekady wcześniejszej. Istotne dla nas i dla widzów tematy podejmowaliśmy więc w sposób aluzyjny. Do dziś uważam zresztą, że myślenie metaforą służy sztuce.

 

Widzowie chcieli jednak, by przekaz był jednoznaczny.

Słowo „Polska” zawsze wywoływało oklaski. W Wyzwoleniu Kazimierza Dejmka każde wejście Haliny Mikołajskiej poprzedzały brawa. W pewnym momencie ten rodzaj odbioru, polegający na doszukiwaniu się aluzji do bieżącej sytuacji politycznej, zaczął mnie zresztą irytować. Wydźwięk przedstawienia nie był zazwyczaj tak jednoznaczny, jak mogłoby się wydawać. Ludzie, przygnieceni psychicznie rzeczywistością, potrzebowali jednak jasnych komunikatów.

 

Inaczej funkcjonowali też scenografowie zatrudnieni na etacie w konkretnym teatrze. Dziś wielu pracuje na umowach o dzieło, jeżdżąc za pracą po całej Polsce.

Nie mogę się do końca zgodzić – w latach 80. stosunkowo niewielu scenografów pracowało na etatach. W dodatku etat zapewniał jedynie ubezpieczenie, ale na pewno nie możliwość przeżycia. Jeśli dobrze pamiętam, symboliczne pieniądze z etatu w Teatrze Słowackiego nie były w stanie pokryć kosztu wynajmu mieszkania. Biorąc pod uwagę, że ten etat zobowiązywał mnie do dwóch realizacji w ciągu sezonu, i tak musiałem pracować w innych miejscach. Dopiero w Starym Teatrze, już w latach 90., układ był wyjątkowy i pozwalał na większą swobodę twórczą.

 

Czy dziś polskie teatry stać na dobrą scenografię?

Często zauważam niepotrzebną rozrzutność, związaną z upadkiem pracowni i wysyłaniem zleceń na zewnątrz. Ceny za wykonanie scenografii bywają niebotyczne, a usługi te są trudno przeliczalne. Zdarza mi się protestować, gdy widzę skandalicznie wysokie koszty. Popełniono błędy w początkach prywatyzowania się instytucji i jest to proces nieodwracalny

 

Kiedy zaczęły upadać pracownie plastyczne?

W latach 90. pierwszy był Teatr Wybrzeże, w którym ogromne przestrzenie pracowni stopniowo się kurczyły. Właściwie w tej chwili, wyłączając teatry operowe, jedynie Teatr Narodowy i Stary Teatr mają własne pracownie.

 

Czy to zjawisko można połączyć z pogorszeniem się statusu scenografa?

Wydaje mi się, że to są odrębne sprawy. Zmienił się nie tyle status scenografa, ile jego wymagania wobec teatru – często zlecenie wykonania na zewnątrz jest zbyt kosztowne, np. w odniesieniu do całego projektu. W tej chwili spektakl kostiumowy jest rzadkością, w związku z czym w przekonaniu większości twórców utrzymywanie pracowni jest zbędne. Tymczasem kupowanie kostiumów w sklepie i tak kończy się zlecanymi na zewnątrz poprawkami, a to moim zdaniem nie zdaje egzaminu. Nie mówiąc o tym, że już realizuje się to, co kilka lat temu przewidywałem – mianowicie że w awangardowym teatrze na powrót zacznie się pojawiać kostium historyczny. Problem w tym, że w tej chwili nie ma już właściwie osób, które potrafią go zrobić.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się