fbpx
Katarzyna Pawlicka czerwiec 2016

Ruchoma mapa

Miejską tkankę Warszawy charakteryzuje, wpisana w nią niemal organicznie, ciągła potrzeba zmiany. Nie od dziś toczą się dyskusje, kiedy można mówić o transformacji udanej, kiedy zaś o krzywdzie wyrządzonej historii i pamięci pokoleń.

Artykuł z numeru

Dlaczego rośliny powinny mieć prawa?

Dlaczego rośliny powinny mieć prawa?

Kontrowersji dodaje fakt, że zdania mieszkańców podzielone są zazwyczaj po równo pośród tych, którzy chcieliby zachować architektoniczne perełki z przeszłości w niezmienionym kształcie, i tych, dla których liczy się przede wszystkim dobra inwestycja finansowa.

W tym momencie ważą się losy dwóch warszawskich obiektów: „Syreniego śpiewu” i Rotundy PKO. Pierwszy, będący przykładem powojennego modernizmu, powstał w latach 70. Choć uwodzi piękną bryłą i oryginalną mozaiką, do tej pory nie został wpisany do rejestru zabytków. Powód jest prozaiczny – nazwiska architekta i autora mozaik nie są znane. Rotunda, wzniesiona w 1966 r. i przebudowana 13 lat później, dla wielu warszawiaków stała się ważnym symbolem miasta. Według badań przeprowadzonych w 2013 r. budzi „sentyment do czasów młodości”. Często kojarzy się jednak mieszkańcom z chaosem, szpetotą i prowizorką. Choć właściciel ma już pozwolenie na rozbiórkę, 3,5 tys. internautów protestuje przeciwko wyburzeniu budynku.

Te dwa przykłady dobrze ilustrują nie tylko, tak charakterystyczne dla Warszawy, dążenie do zmiany, ale także wyraźne rozwarstwienie między mieszkańcami stolicy. Dotykają również problemu podejścia do przeszłości i jej wytworów warunkującego stanowisko obierane w sporze o stare budynki i nowe inwestycje. Często kluczowa jest idealizacja obiektu wynikająca z przypisania go do starego, a więc lepszego, krajobrazu. Zjawisko to najczęściej zaobserwować można u ludzi młodych, którzy gotowi są walczyć o to, by miasto pozostało możliwie najdokładniej takie, jakim widzieli je ich rodzice i dziadkowie. W afektywnym podejściu nie ma oczywiście niczego złego. Trzeba jednak pamiętać, że architektoniczna historia Warszawy, przede wszystkim na skutek rozległych zniszczeń wojennych, przez długie lata była brązowiona i gloryfikowana.

Lekturą, która boleśnie weryfikuje wyobrażenie o dostojnej i nowoczesnej „perle Północy”, jest wstęp do Planu Warszawy z 1939 r. Zdaniem jego autora Jarosława Trybusia powszechna idealizacja stolicy przedwojennej miała znaczący wpływ na, nie do końca pozytywny, odbiór powojennej modernistycznej zabudowy. Wspomnienie o przeszłości, choć mające niewiele wspólnego ze stanem faktycznym miasta, zdeterminowało recepcję Warszawy lat 30. na długie lata. Umocniło jej pozycję jako nowoczesnego europejskiego miasta na miarę XX w.

Tymczasem Błażej Brzostek w książce Paryże innej Europy zwraca uwagę m.in. na wypowiedzi cudzoziemców odwiedzających stolicę w tym czasie. Niemało wśród nich opinii negatywnych, podkreślających wszędobylski brud i brzydotę. Wymierne dowody takiego stanu rzeczy znaleźć można właśnie w publikacji Muzeum Warszawy. Z danych statystycznych zamieszczonych we wstępie wynika, że przedwojenną stolicę aż w 30,5% wypełniały drewniane budynki (dla porównania – w Bydgoszczy ich odsetek wynosił zaledwie 2%), a przeludnienie i ciasnota były na porządku dziennym (na izbę przypadało 2,1 osoby). Taka kondycja powoli zaczęła zmieniać się dopiero w II połowie lat 30. Olbrzymi wpływ na wyobraźnię współczesnego Polaka mają fotografie z tamtego okresu, ukazujące Warszawę w jak najlepszym świetle. Są to jednak kadry w dużej mierze zmanipulowane – wykonywane na zamówienie inwestorów, którym zależało na możliwie najlepszym ujęciu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się