fbpx
Tadeusz Zatorski styczeń 2021

Cykl rewolucyjny, czyli jak zbawić suwerena

Znów można mieć wątpliwości, czy to książka „zapomniana”: powstałą w 1835 r. Śmierć Dantona Georga Büchnera wystawiono w reż. Barbary Wysockiej w Teatrze Narodowym w Warszawie trzy lata temu. Ale wydano tylko raz, w 1956 r.

Artykuł z numeru

Którędy do snu?

Czytaj także

Tadeusz Zatorski

Niebo już nie płonie

Szkoda – to dramat bardziej do czytania niż oglądania. Zresztą tak naprawdę wystawiamy go wspólnymi siłami od 30 lat. Może gdybyśmy go uważniej przeczytali, ta inscenizacja wypadłaby trochę lepiej. Choć zapewne byłaby mniej wierna oryginałowi, bo uznalibyśmy, że to i owo trzeba jednak skreślić.

Tadeusz Boy-Żeleński dostrzegł w Śmierci Dantona jedynie starcie dwóch osobowości: „kudłatego łba, atletycznego torsu i  szerokiego uśmiechu Dantona” ze „schludną peruczką, małą figurką i obleśnym grymasem Robespierre’a”. W  rzeczywistości Büchner opowiada jeszcze o czymś innym: o cyklu rewolucyjnym, o tym, jak bojownicy o prawa ludu wchodzą w buty jego ciemiężycieli, których – nie mogąc znieść krzywd „człowieka prostego” – właśnie obalili. A wchodzą na dwa sposoby. Jedni, jak Danton, chcą przede wszystkim smakować w spokoju owoce zwycięstwa. To odwieczne marzenie rewolucjonistów, zwerbalizowane po raz pierwszy w  Mt 19, 27–29. Drudzy, jak Robespierre, chcą lud znów wziąć w karby, ale teraz już nie tylko po to, by go wyzyskiwać, lecz także by go wychować podług własnych wyobrażeń o tym, co dla ludu dobre – chcą lud „zbawić”. Ale inaczej niż Jezus: „Tamten zbawił ich swoją krwią – powiada »Nieprzekupny« – a ja ich zbawiam ich własną”. Albowiem cnota „musi panować przy pomocy strachu”, bez niego jest „bezsilna”.

Skąd się biorą tacy „krwawi Mesjasze”, którzy jak to diagnozuje u Robespierre’a Danton, nie potrzebują pieniędzy, nie robią długów, nie śpią z żadną kobietą, a nawet się nie upijają? A  wszystko „dla nędznego zadowolenia, by móc stwierdzić, że inni są gorsi ode mnie”. Tę diagnozę uzupełnia Kamil Desmoulines pamiętający „Nieprzekupnego” z czasów szkolnych: „Był zawsze ponury i samotny”. Współgra też z jego charakterystyką, jaką sporządził żyrondysta Pierre-Claude Daunou, przypisując mu „temperament żółciowy, umysł ograniczony, charakter uporczywy” i dziwiąc się, że taka „miernota” mógła zyskać tak ogromną władzę. Naprawdę wielkie są w nim jedynie „talent do nienawiści” i „żądza władzy”. „Mściwość nakazywała mu, aby karał śmiercią każde zadraśnięcie jego drażliwej pychy, i dążył do tego, aby w jego otoczeniu pozostały takie tylko osoby, które uważał za niezdolne do upokorzenia go. W ten sposób pragnął zapobiec poczuciu własnej niższości, które trawiło go w głębi duszy”.

Nie sposób wykluczyć, że rolę odgrywa tu również niespełnienie erotyczne: ustami jednego ze swych bohaterów Büchner nazywa dyktatora „impotentnym Mahometem”[1] , radykałem podobnym do proroka Allaha, ale w przeciwieństwie do niego niezdolnym do fizycznej miłości. Rzeczywisty Robespierre miał kochankę. Wspomina o niej Stanisława Przybyszewska, chcąc w Sprawie Dantona uczłowieczyć nieco swojego ulubieńca. Büchner tego nie czyni – w „małżeńskim łożu adwokata z Arras” prostytuuje się jedynie „wolność”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się