fbpx
Tadeusz Zatorski styczeń 2017

Nie śpijcie spokojnie

Prawdziwą siłą nośną religii okazuje się jej zdolność do wydobywania z człowieka najgorszych cech i aktywizowania jego najbardziej odrażających skłonności. Gdyby religie nie istniały, mawiał Steven Weinberg, „byliby na świecie ludzie dobrzy, czyniący dobro, i ludzie źli, czyniący zło. Religii potrzeba, by zło czynili ludzie dobrzy”.

Artykuł z numeru

Dumni, silni, niepełnosprawni

Dumni, silni, niepełnosprawni

A którzy czekali błyskawic i gromów,

Są zawiedzeni.

A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,

Nie wierzą, że staje się już.

Czesław Miłosz, Piosenka o końcu świata

 

Wiele się wydarzyło, były inwazje i święte wojny, z których jedna, nuklearna, matka wszystkich bitew, spowodowała na świecie największe w całej historii ludzkości rozmnożenie się bandytów i mutantów. Były wielkie rewolucje i olbrzymie represje, które stworzyły miliony szaleńców i tułaczy. Były okresy głodu i ogólnoświatowe epidemie, które zrujnowały całe regiony i wygnały z nich miliony nieszczęśników. I była olbrzymia zmiana klimatyczna, która dokonała reszty, zachwiała geografią świata, już nic nie było na swoim miejscu, morza, lądy, góry i pustynie doznały zmian, jakich nigdy wcześniej nie doświadczały w epokach geologicznych, i to wszystko w ciągu jednego ludzkiego życia”. To właśnie ów koniec świata, którego datą graniczną jest tytułowy rok 2084 z powieści Boualema Sansala. Wiadomo jednak, choćby z Ewangelii, że żaden koniec świata niczego nie kończy, a jest tylko jakimś nowym początkiem, powtórnym przetasowaniem i rozdaniem kart, szansą dla tych, którzy, „dziś niczym”, jutro będą „wszystkim” (Mt 19, 27–29). I także tym razem z chaosu wyłania się „nowe niebo” i „nowa Ziemia”. Na tej ostatniej istnieje już tylko jedno państwo: Abistan (czy rzeczywiście tylko jedno, nie jest, jak się potem okaże, takie pewne). W Abistanie panuje ustrój będący czymś w rodzaju totalitarnej teokracji. Dozwolona, czy raczej nakazana, jest wyłącznie jedna religia. Jej Bóg nosi imię Yolah, a jego wysłannikiem jest tajemniczy Abi. To jego uważa się też za natchnionego autora świętej księgi zatytułowanej Gkabul. Dziewięć razy dziennie odbywają się obowiązkowe publiczne modły, do których nawołują mockbi, duchowni zarządzający domami modlitw. Powszechne są pielgrzymki do świętych miejsc, choć o udział w nich trzeba się starać długo i mozolnie. W samym centrum stolicy Abistanu, Qodsabadzie, wznosi się Kiiba, ogromna budowla, będąca kopią piramidy wzniesionej w zamierzchłych czasach przez samego Yolaha w „kraju Wielkiej Białej Rzeki” w ciągu jednej nocy „bez zgiełku i kurzu”. Praktyki religijne to główne zajęcie mieszkańców Abistanu, którego gospodarka jest właściwie wyłącznie gospodarką naturalną, nie wytwarza żadnych dóbr wyższego rzędu, zagadką jest zatem pochodzenie wielkich ekranów elektronicznych czy helikopterów, którymi przemieszczają się Czcigodni, członkowie kasty duchownych, sprawującej niepodzielną władzę nad ludnością Abistanu.

Ta ludność żyje przy tym w potwornej nędzy i chaosie. Elektryczność dostępna jest nielicznym, podstawowym posiłkiem jest urzędowo reglamentowana papka, wszyscy ubierają się jednakowo: w burnie, rodzaj burki zakrywającej całe ciało, przestrzega się niezwykle surowych obyczajów: kobiety chodzą „osłonięte grubymi welonami i burniquabami”, „fizyczna uroda jest ułomnością cenioną przez Odstępcę i przyciąga szyderstwo oraz agresję”, ale małżeństwo 70-letniego starca z 9-letnią dziewczynką nie budzi zdziwienia ani zgorszenia. Znamienna jest też nienawiść do wszystkiego, co było wcześniej, chęć unicestwienia i zapomnienia kultur poprzedzających Gkabul i oparty na nim System.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się