fbpx
Zdjęcie reklamowe fiata 126p z 1979 r. „Maluch” zmotoryzował polskie społeczeństwo. W sumie wyprodukowano w Polsce 3,3 mln egzemplarzy, a ostatni zjechał z taśmy produkcyjnej we wrześniu 2000 r. fot. Zbyszko Siemaszko / RSW / Forum
Zdjęcie reklamowe fiata 126p z 1979 r. „Maluch” zmotoryzował polskie społeczeństwo. W sumie wyprodukowano w Polsce 3,3 mln egzemplarzy, a ostatni zjechał z taśmy produkcyjnej we wrześniu 2000 r. fot. Zbyszko Siemaszko / RSW / Forum
z Martą Żakowską rozmawia Karol Kleczka kwiecień 2023

Chorzy na samochód

Wiedza o szkodliwości samochodów jest powszechna, a mimo to w Polsce nic się w tej sprawie nie zmienia. Kilkanaście lat pracy nauczyło mnie, że klucz do kwestii samochodowej nie jest racjonalny. Jest psychologiczny i kulturowy.

Artykuł z numeru

Psychodeliki. Nadzieja dla duszy i umysłu?

Czytaj także

Andrzej Guła fot. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl

Anna Mateja

Nie wystarczy bić na alarm

Tam siedzi taki facet, widzi Pan? [Pokazuje]

Tak, widzę.

Gdy szłam do kawiarni na naszą rozmowę, prawie przejechał mi po stopach, po czym zaparkował wielkim białym audi Q8 na pasach znajdujących się przy małym skrzyżowaniu tak, że nie dało się bezpiecznie przejść. Powiedziałam mu: „Proszę pana, tak się nie staje, tutaj jest szkoła, będą z niej wychodzić dzieci. Jak ktoś będzie skręcał, to ich nie zobaczy”. Wie Pan, co mi odpowiedział? „Czego się czepiasz, spierd… Niech dziecko będzie uważne”.

To przykre, cieszę się zatem, że w ogóle rozmawiamy, a cała sytuacja nie skończyła się jeszcze gorzej. Zwróciła Pani uwagę na markę jego samochodu, czyli – jak rozumiem – to rzecz wymowna. Jeżdżę 12-letnią Fiestą, a Pani?

Mam auto w podobnym segmencie, bo Kię Vengę.

Co to o nas mówi?

Dużo. W moim przypadku, po pierwsze, znaczący jest fakt, że mam samochód, chociaż mieszkam w Warszawie, i to w miejscu z dobrym dostępem do komunikacji publicznej: metra, autobusu, tramwaju. Na co dzień poruszam się transportem publicznym. Po co mi więc samochód? Używam go czasami. Na przykład jadąc w niedzielę gdzieś, gdzie jeździ ode mnie jeden autobus i nie chce mi się na niego czekać. Szkoda mi czasu, a dostęp do auta pozwala mi o ten czas zawalczyć. Albo gdy jadę tam, gdzie nic nie jeździ – bo autoholiczna Polska nie pomyślała, że komuś by się to jednak przydało. Nie pomyślało o tym też moje autoholiczne miasto. A przydałoby się. Nie tylko mi.

Po drugie, mam kilkuletnie auto, moja rodzina może sobie na nie pozwolić, więc znajduję się w grupie społecznej, która nie musi szukać znacznie starszego samochodu, by wydać na nie dużą część domowego budżetu, bo nie ma sprawnej alternatywy. Jest też małe i niewypucowane, więc nie jest dla mnie ważnym symbolem statusu, nie stanowi o mojej tożsamości. Jest też porysowane i szkoda mi czasu, by to naprawić. Nie mam też na to pieniędzy.

A jak właściwie auto wpływa na tożsamość? W swojej książce Autoholizm. Jak odstawić samochód w polskim mieście posługuje się Pani pojęciem kultury mobilności. Na czym ona polega?

Kultura mobilności to pojęcie rzadko używane w Polsce, a ważne dla zrozumienia naszej relacji z samochodami. To zbiór emocji, praktyk i wartości, które wpływają na nasz sposób myślenia o sobie i o społeczeństwie w kontekście przemieszczania się. Na nasze podejście do kultury mobilności wpływają m.in. dochody, wiek, płeć, poziom sprawności, miejsce zamieszkania. Oprócz tych cech indywidualnych mamy też jednak w tym kontekście coś, co nas wszystkich nieświadomie łączy – naszą historię, wspólne uwarunkowania zewnętrzne i mitologię konsumencką, czyli w samochodowej kulturze mobilności presję marketingu koncernów motoryzacyjnych. Jako Polki i Polacy mamy swoją charakterystyczną kulturę mobilności, autoholiczną.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się