fbpx
z Peterem McCormickiem rozmawia Michał Bardel, Czesław Porębski luty 2010

Z filozofii nie ma pożytku

Peter McCormick to myśliciel przekorny. Na przekór współczesnym trendom filozofii anglosaskiej, w których się wykształcił i wychował, unika minimalistycznych specjalizacji, redukcyjnych analiz – przeciwnie: chętnie zdejmuje ciasny gorset teoretyka, by zabrać głos w kwestiach społecznych, które nie dają mu spokoju, jak głód, bieda, imigracja, nierówność społeczna.

Artykuł z numeru

Nieobecność Kołakowskiego

Jest etykiem (ekoetykiem) wyczulonym na świat, trzymającym rękę na pulsie. Jednym z tych, którzy w długim szeregu sięgającym gdzieś aż Epikteta z Samos, a nam bliskim przez wzgląd na księdza Tischnera, dostrzegają w swoim powołaniu imperatyw odpowiadania na biedy właściwie czasom, w których żyją, na cierpienie współczesnych sobie mieszkańców świata. Tym biedom poświęcił wszystkie swoje ostatnie książki – wymieńmy tylko ostatnie: Poverty Among Immigrant Children in Europe (2009), When Famine Returns (2003), The Negative Sublime: Ethics at the Dark Borders of Reason (2003). Przy tym McCormick to myśliciel w swojej przekorze nadzwyczaj skromny i powściągliwy. Brytyjczyk z pochodzenia, Amerykanin i Kanadyjczyk z wychowania, profesor filozoficznej akademii w Liechtensteinie, a przy tym – chyba dlatego, że mieszka i pracuje od lat w Paryżu – prawdziwy kartezjański sceptyk, dla którego filozoficzna robota to zawód wysokiego ryzyka, niskiej pożyteczności społecznej, a nade wszystko profesja wymagająca ogromnej pokory wobec własnych możliwości poznawczych. W tym też jest przekorny – po sokratejsku załamuje ręce nad własną niewiedzą, jest niepospolitym erudytą. W przekonaniu, że warto dziś słuchać takich przekornych filozofów, że po śmierci ks. Józefa Tischnera, Barbary Skargi i Leszka Kołakowskiego nie ma już ich zbyt wielu, proponujemy Państwu poniższą medytację

Wspólnym mianownikiem Twojej filozoficznej pracy, łączącym niemal całość zagadnień, którymi się zajmujesz, jest to, że wszystkie one znajdują się jakby „pod powierzchnią” codzienności. Masz filozoficzną zdolność podejmowania kwestii niebezpiecznych, które co prawda dziś, tu i teraz, jeszcze nas nie dotyczą, ale stanowią ciągłe zagrożenie, mogą dotknąć nas w każdej chwili. Ekonomiści wiedzą niemal wszystko o biedzie i głodzie, Ty jednak wynosisz te problemy na poziom praktyki i działania, zadajesz sobie pytanie: „Co ja mam robić w obliczu ludzkiej tragedii?”. Czy potrafiłbyś wskazać, co w Twojej filozofii dostarcza Ci tego rodzaju wrażliwości, wyposaża Cię w lepszy wzrok i słuch, większą czułość i zdolność przyswajania? Jakie kwalifikacje dają Ci siłę do pisania kolejnej książki z dziedziny ekoetyki?

Zacznę od anegdoty. Nie tak dawno temu spotkałem się, po dłuższej przerwie, z pewnym filozofem etiopskim poznanym podczas światowego kongresu filozofii w Korei. Powiedział mi, że nie rozumie, dlaczego przez całe lata nie przyjmowałem od niego zaproszeń do Addis Abeby, mimo, że obiecywał pokryć wszelkie koszty związane z podróżą. Poszliśmy na krótki spacer, podczas którego starałem się wytłumaczyć powody mojego ociągania. Przyznałem w końcu, że za wszystkimi dyplomatycznymi uprzejmościami i podziękowaniami, przy pomocy których odrzucałem jego zaproszenia, kryło się zawsze pewne głębsze, osobiste doświadczenie. Miał mi to oczywiście za złe, powiedział: „Mogliśmy zostać przyjaciółmi, ale straciliśmy na to szansę. Nie odwiedziłeś mnie w moim domu, nie poznałeś mojej żony, nie słuchałeś mojego języka, nie rozmawiałeś z moimi studentami”. Odpowiedziałem, że pierwsze zaproszenie do Etiopii otrzymałem w chwili, w której skończyłem pracę nad bardzo osobistą książką When Famine Returns („Kiedy powraca głód”). Jest ona w połowie oparta na empirycznych i historycznych badaniach nad wielkim głodem w Bengalu oraz innymi przypadkami powracających fal głodu, w połowie zaś stanowi filozoficzną refleksję podkreślającą, że głód nie jest tylko problemem ekonomicznym, ale również filozoficznym w tym sensie, że nasza odpowiedź na niego zakłada pewne decyzje w sferze naszych priorytetów i wartości. Czy ważniejsze jest poświęcenie jakiejś części naszych skromnych zarobków i oszczędności na zmniejszenie bezrobocia we Francji czy raczej na ratowanie kilku czy kilkunastu ludzkich istnień w dalekiej i nieznanej Etiopii? Mojemu koledze z Addis Abeby powiedziałem szczerze: „Gdybym przyjął twoje zaproszenie wtedy, zaraz po ukończeniu książki o głodzie, miałbym ogromny kłopot, by powrócić do mojej żony i rodziny w Paryżu. Tak wielka była wówczas moja filozoficzna konsternacja, że – raz zjawiwszy się w Etiopii – prawdopodobnie zostałbym w obozach, w których codziennie odwodnione dzieci umierają tylko dlatego, że brakuje kilku dolarów na tabletki przeciw odwodnieniu, i tam bym zamieszkał, by dać im wszystko, co im dać mogę, tak długo, aż nie będę w stanie dać im już niczego więcej. Bo na to zasługują. Twoje zaproszenie było potężnym wyzwaniem dla mojej wewnętrznej spójności, mojej tożsamości. Ukryłem się więc, znalazłem ucieczkę w ignorancji: w idei, że – wedle mojej najlepszej wiedzy – popełniłbym fundamentalny błąd co do moich najgłębszych powinności, jeślibym zdecydował się opuścić moją żonę, moją rodzinę, mój kraj i wszystkie moje zajęcia, by nie robić w moim życiu nic poza poświęceniem się, choćby tylko w niewielkim stopniu i z niewielkim skutkiem, ratowaniu niewinnych i bezbronnych dzieci umierających codziennie w obozach, których historię dokładnie przestudiowałem”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się