fbpx
Michał Bardel luty 2007

Gusta Apicjusza, czyli o rzymskich kulinariach

Rzymianie z rzadka przyrządzali sobie wołu – chyba że przy okazji składania zeń ofiary. Woły stanowiły dla nich istotną pomoc w pracach gospodarczych, a praktyczny umysł podpowiadał, że pracowitych pomocników się nie zjada.

Artykuł z numeru

Duchowy atlas świata

„Siekane macice świń przyrządzisz następująco: weźmiesz mielonego pieprzu, kminu rzymskiego, dwie małe główki porów obrane do miąższu, ruty, sosu ze sfermentowanych ryb i to wszystko połączysz z dobrze ubitą i utartą masą mięsną. Po powtórnym utarciu całej masy i dokładnym jej wymieszaniu dodasz ziarnka pieprzu i orzeszki piniowe, które ubijesz w bardzo czystym materiale. To wszystko ugotujesz w wodzie, oliwie, sosie ze sfermentowanych ryb z pęczkiem porów i koprem ogrodowym” – jeśli wierzyć przepisom jedynej w pełni zachowanej do naszych czasów książki kucharskiej z okresu późnego cesarstwa rzymskiego, żadne danie ówczesnej kuchni nie mogło się obejść bez sosu ze sfermentowanych ryb. We współczesnej sztuce kulinarnej próżno by szukać ingrediencji do tego stopnia niezastępowalnej. A sos taki, zwany z łacińska liquamen, z grecka garum, potocznie zaś hiszpańskim, przyrządzało się nadzwyczaj prosto: wystarczyło do glinianego naczynia wsypać garść niewielkich rozmiarów rybek, wraz z wnętrznościami ryb większych posolić i pozostawić w nasłonecznionym miejscu na kilkanaście dni, nie dłużej jednak niż na trzy miesiące. Trudno nam dziś dociec, skąd u Rzymian, a wcześniej zapewne u Greków, tak wielkie umiłowanie do tej – jak możemy sobie łatwo wyobrazić – dość ostrej i kwaśnej przyprawy. Jak odrażający musiała mieć zapach, możemy sobie łatwo wystawić – wystarczy powiedzieć, że tu i ówdzie jej produkcja w obrębie murów miejskich była surowo zakazana. Myliłby się jednak, kto by sądził, że garum to zakonserwowany solą efekt zwykłego gnicia rybich wnętrzności. Duża ilość soli nie pozwalała uaktywnić się bakteriom odpowiedzialnym za proces gnilny, wchodziła jednak w reakcję z enzymami obecnymi w rybich trzewiach. Co odważniejsi badacze rzymskich kulinariów w miejscach odosobnionych podejmują próby jego wytwarzania, co rozsądniejsi tymczasem prześcigają się w wynajdywaniu współczesnych odpowiedników sosu hiszpańskiego. Zawodzą jednak próby kojarzenia garum z rozmaitymi odmianami anchovies – jedynym dobrym tropem wydaje się wcale nie tak trudno dostępny, bo powszechnie stosowany w kuchni wietnamskiej nuoc mam (w tajskiej kuchni spotykamy go pod nazwą nam pla), sos z ryb, którego sposób przyrządzania w zadziwiający sposób zbiega się z opisami rzymskich mistrzów.

Wielkim wielbicielem uszlachetnionej wersji liquamen sporządzanej ze słynnych czerwonobrodów (odmiana brzan morskich) był sam Marek Gawiusz Apicjusz, jeden z najbardziej posągowych żarłoków starożytności, który pozostawił po sobie ów jedyny znany nam dzisiaj w całości zabytek rzymskiego piśmiennictwa kulinarnego – De re coquinaria[1]datowany na IV/V wiek przed Chrystusem.

Gwoli ścisłości trzeba zaznaczyć, że zgodnie z najlepszą wiedzą specjalistów od rzymskich przysmaków udział samego Apicjusza w przygotowaniu książki podpisanej jego przydomkiem był raczej znikomy. O sztuce kulinarnej to udana kompilacja co najmniej kilku różnych dzieł, pośród których jedynie traktat O sosach do ryb wyszedł z pewnością spod ręki Marka Gawiusza. O ile nam bowiem wiadomo, sam mistrz obmyślał wyłącznie potrawy trafiające na stół najbogatszych mieszkańców imperium – nigdy natomiast nie parał się, albo czynił to nader rzadko, kuchnią niższych warstw społecznych. To go z resztą – jeśli wierzyć złośliwemu Senece – doprowadziło do ostatecznej  zguby. „Oto kiedy już sto milionów sestercji przepuścił na kuchnię – czytamy w Pocieszeniu do matki Helwii – kiedy już liczne dary książąt i ogromne sumy z Kapitolu roztrwonił na poszczególne biesiady, wtedy dopiero, przygnieciony długami, po raz pierwszy czuł się zmuszony zajrzeć do ksiąg rachunkowych i obliczył, że mu pozostaje dziesięć milionów sestercji. Jakby więc musiał żyć w ostatniej nędzy i głodzie, rozporządzając sumą dziesięciu milionów sestercji, trucizną zakończył życie”[2].

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się