fbpx
fot. Wydawnictwo Marginesy
fot. Wydawnictwo Marginesy
Kamila Dzika-Jurek maj 2023

Cicho pracująca perfekcja

Czy to przypadek, że największe i najbardziej nieprzeniknione oczy w przedwojennej Warszawie miała świetna karykaturzystka Hanna Gosławska-Lipińska, zwana przez wszystkich Ha-Gą?

Artykuł z numeru

Najlepsze miejsce do życia

Przywiozła te oczy z opanowanej rewolucją Moskwy – jak Katarzyna Kobro. Przyszła bowiem na świat w 1915 r. właśnie w stolicy Rosji. Lecz kiedy miała prawie trzy lata i doszło do niebezpiecznych rozruchów, wraz z rodzicami i dwójką rodzeństwa wróciła do kraju. Prawdopodobnie również ze względu na pracę ojca – księgowego, który na obczyźnie zyskał reputację fachowca. Jak słynna rzeźbiarka mieszkała też jakiś czas w powojennej Łodzi (czy się poznały? – tego nie wiemy, ale kiedy w 1948 r. w łódzkim muzeum otwierano pierwszą ekspozycję z pracami Kobro, Ha-Ga była już w Warszawie). Zaczęła wtedy intensywnie rysować dla satyrycznych „Szpilek” (redakcja pisma na moment przeniosła się do Łodzi ze zrujnowanej stolicy), ilustrowała wiersze w nowo powstałym „Świerszczyku”. Poza tym widzę je – Gosławską i Kobro – blisko siebie nie tylko ze względu na przecinające się linie podróży i miejsca zamieszkania, ale przez coś pokrewnego w spojrzeniu obu artystek na świat. Za tymi wielkimi, hipnotyzującymi oczami Ha-Gi kryła się ta sama perfekcja co u awangardowej rzeźbiarki, która dawała w pracy rysowniczki efekty niemal matematycznych wykrojów postaci. Pewnie poprowadzona kreska wokół bohaterów, ich charakterystyczne, okrągłe, nieco zdumione spojrzenia do dziś odróżniają jej prace spośród wielu artystów tamtych czasów, choć przecież nigdy nie weszła do kanonu Polskiej Szkoły Ilustracji. Poza tym Ha-Ga była cichsza, jej życiorys mniej dramatyczny i, sądząc z lektury książki Agaty Napiórskiej, karykaturzystka ma większe szczęście do biografów niż „Katia”.

Katarzyna Murawska-Muthesius, historyczka sztuki z Uniwersytetu Londyńskiego, którą Napiórska cytuje w swojej książce, znakomicie wychwytuje istotę rysunków Ha-Gi w środowisku zdominowanym przez mężczyzn, tworzących karykatury w sposób bardziej agresywny. „Niewielka liczba kobiet z sukcesem uprawiających karykaturę brana jest często za potwierdzenie męskiej natury tej sztuki – standardowo utożsamianej z agresją oraz z imperatywem przekraczania wszelkich norm (…). Sztuka Ha-Gi jest przeciwieństwem takiej postawy, jakby nieświadomą protofeministyczną krytyką patriarchalnych reżimów reprezentacji” – pisze Murawska-Muthesius. Ha-Ga rysuje postaci bardziej uniwersalne, przekraczające swoją płciowość – ani bardzo męskie, ani kobiece, za to zawsze świetnie ubrane. Dla rysowniczki humanizm reprezentuje wtedy – a „wtedy” to lata 50., czas leczenia ran po wojnie – nie ciało, lecz dobrej jakości tkanina, która zdolna jest ukryć wszelkie blizny, odwrócić uwagę od tępej szarzyzny ulic. Z jednej strony satyryczka pokazuje więc w rysunkach ludzi bezbronnych w swojej codzienności (na jej obrazkach stałe przestrzenie to: porodówki, gabinety lekarskie, ciasne mieszkania), z drugiej – mających zbroje przeciwko temu: inteligentny dowcip i modę.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się