fbpx
Marcin Wilk wrzesień 2016

Empatia przez przypadki

Powieść Małe życie w Stanach Zjednoczonych stała się niemal z dnia na dzień bestsellerem. W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że mówią o niej wszyscy. W Polsce było bardzo podobnie.

Artykuł z numeru

Zrozumieć piękno

Zrozumieć piękno

Piszę „było”, bo choć od premiery wcale tak dużo czasu nie upłynęło (gdy piszę te słowa – zaledwie kilka tygodni), to jednak emocje już jakby opadły. I można teraz na spokojniej przyjrzeć się lekturze.

Oto Nowy Jork, początek XXI w. czterech przyjaciół niedawno zakończyło studia i próbuje wejść w dorosłe życie. Najpierw poznajemy trzech z nich.

JB usiłuje zrobić karierę jako artysta. Nie zawsze idzie gładko, ale trudno odmówić mu talentu, zwłaszcza jeśli chodzi o portretowanie ludzi. Malcolm z kolei skończył architekturę. Wydaje się, że radzi sobie w życiu całkiem nieźle. Willem natomiast jest początkującym aktorem. Na razie nie odnosi spektakularnych sukcesów, ale z czasem stanie się gwiazdą. Obok trzech bohaterów mamy też najbardziej tajemniczego – przynajmniej na pierwszych kilkudziesięciu stronach powieści – Jude’a. Młody mężczyzna jest nieco wycofany i nieśmiały, chociaż robi karierę jako wybitny prawnik. Zna też języki, najprawdopodobniej jest również matematycznym geniuszem. A jednak nie wszystko w jego życiu układało się dotąd idealnie.

Z czasem – Hanya Yanagihara bardzo umiejętnie prowadzi nas przez fabułę, powoli odkrywając karty – okazuje się, że Jude jest zranionym człowiekiem. Dosłownie – bo regularnie się tnie, i w przenośni – gdyż przeżył traumę i został skrzywdzony przez tego, któremu zaufał najmocniej. Końcówka książki to opowieść na swój sposób tragiczna. Teoretycznie bowiem bohater ma wszystko, co do szczęścia potrzebne – przede wszystkim miłość i rodzinę, wyjątkową, bo tę, która wybrała jego, a nie tę, do której został przypisany. Równolegle Jude – mimo ogromnego wsparcia, jakie dostaje od bliskich – wciąż musi się mierzyć z demonami i widmami przeszłości. Walka bywa dramatyczna i rozpaczliwa, a upływający czas wcale nie działa na korzyść. Wręcz przeciwnie.

Przemijanie zresztą to jeden z ważnych tematów Małego życia. Trochę jak w bildungsroman jesteśmy prowadzeni przez meandry życiowe, by podpatrzeć, jak bohaterowie kształtują swoje charaktery. Yanagihara nie ma złudzeń. O ile jesteśmy w stanie po swojemu zorganizować relacje z innymi ludźmi czy na nowo zdefiniować normy społeczne, o tyle nie ma ucieczki przed biologią, a jakość naszego życia określają uniwersalne ramy moralne. W tym sensie Małe życie jest także historią o samotności i miłości.

Jest też opowieścią o kondycji mężczyzny i roli, jaką odgrywa on w kulturze. Mężczyźni na ogół nie potrafią wyrażać emocji – to obowiązująca w zachodnim społeczeństwie reguła. Yanagihara doskonale ją rozumie, ale właśnie dlatego usiłuje podejrzeć, jak bohaterowie zachowują się w sytuacjach dramatycznych. Co kilka stron będziemy słyszeli rozpaczliwe i symboliczne – dla całej książki – słowa „przepraszam” czy „dziękuję”. Autorka wyrywa te zwroty ze słownika komunałów i przywraca wiarę w ich zasadnicze znaczenie. Dzięki temu właśnie, ale nie tylko, pod względem psychologicznej czy socjologicznej analizy Małe życie jest ogromnie wdzięcznym materiałem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się