fbpx
fot. Archive Photos/Getty
Aldona Kopkiewicz kwiecień 2021

Patrząc na pisanie

Nie dziwię się wcale, że wciąż za dziełami szukamy autorów, ta potrzeba wydaje mi się bardzo ludzka. Ostatecznie chcemy po prostu wiedzieć, z kim rozmawiamy.

Artykuł z numeru

Świat prosi o ratunek

Czytaj także

Urszula Pieczek

Biografia Perły

Jeszcze do niedawna: na tle biblioteki, z papierosem, poważnym, a nawet pochmurnym wyrazem twarzy. Tak pokazywali się pisarze i pisarki, reprezentując nie tylko siebie, ale i pewne wartości, takie jak intelekt (biblioteka), lekceważenie zdrowia i mieszczańskich ideałów (papieros) oraz zaangażowanie w najboleśniejsze dramaty egzystencji (powaga). Portret pisarza to nie tyle twarz zatrzymana na zdjęciu, ile tożsamość stworzona, by dopełnić dzieła, by wykreować jak najpełniejszy obraz, w którym osobowość autora i treść książki współgrałyby ze sobą harmonijnie. Taka rozpoznawalność zamienia się jednak łatwo w mit, z którego niejednokrotnie trudno się autorowi wyzwolić. I właśnie ten mit stanowi nośnik wiecznej sławy. Współcześnie, zwłaszcza w popularnych mediach, autorzy wydają się przede wszystkim sympatyczni i zwyczajni. Pisarzy raczej oswaja się, niż podkreśla ich inność, nie wypada się już ekscytować aktem twórczym jako czymś niezwykłym, tajemniczym, wymagającym. Pewnie nie byłoby w tym nic interesującego, gdyby wizerunki pisarzy nie świadczyły także o tym, jaki mamy stosunek do samej literatury.

Niezależnie od znaczeń portretu czy mitu biograficznego powoływanie się na życie autora w interpretacji dzieła pozostaje w sprzeczności z najważniejszymi teoriami XX-wiecznej filozofii i filologii. Powstało na ten temat wiele głośnych tekstów teoretycznoliterackich, lecz to tytuł artykułu Rolanda Barthes, a Śmierć autora stanowi hasło wywoławcze tej problematyki. W skrócie chodzi o to, że tekst nie jest wyrazem intencji autora, a wyjaśniać go należy w odniesieniu do innych tekstów (ich konwencji, struktur i sensów). Założenie to wciąż obowiązuje, nawet jeśli w samym literaturoznawstwie nie raz próbowano z powrotem uobecnić autora, choćby jego widmo lub ślad. Potrzeba go zwłaszcza wtedy, kiedy teksty literackie mają charakter świadectwa albo kiedy reprezentują tożsamości kulturowe. Ale można przywoływać autora znacznie subtelniej: nie tak dawno nawet ukazała się np. książka Tomasza Kunza Więcej niż słowa. Literatura jako forma istnienia, w której związki między pisarzem a procesem pisania zostały ukazane jako egzystencjalnie nieodzowne, niektórzy pisarze ustanawiają i poznają bowiem własne „ja” poprzez poetycki język, w nim dopiero przeżywają własne bycie.

Nie dziwię się wcale, że wciąż za dziełami szukamy autorów, ta potrzeba wydaje mi się bardzo ludzka. Ostatecznie chcemy po prostu wiedzieć, z kim rozmawiamy. Chcielibyśmy także zrozumieć, co pozwala jednostkom tworzyć. Ale czy śledząc życie pisarza, rzeczywiście jesteśmy się w stanie tego dowiedzieć? Kim jest pisarz, pisarka? Osobowość jest przecież bardzo złożona i dynamiczna, a nasz wybór znaczących zdarzeń z biografii więcej mówi o nas niż o tym, co naprawdę pozwoliło tworzyć. Inny trudny problem polega na tym, że związki biografii z dziełem postrzega się dziś całkiem jednoznacznie: życie twórców prześwietla się często, by sprawdzić, czy było odpowiednio moralne, byśmy mogli etycznie cieszyć się jego dorobkiem. Jeśli nie, i dzieło zostaje zdyskwalifikowane. Kwestie te są jednak zbyt złożone, by rozwijać je w tym tekście.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się