fbpx
fot. Johnny Louis / Film Magic / Getty
Artur Madaliński listopad 2021

Skąd się biorą przegrywy

Na powierzchni prozy George’a Saundersa sielanka – znamionujące niezwykłą wyobraźnię koncepty, absurdalne zwroty wydarzeń, groteskowe postaci. Ale w środku – pisarz odsłania go przed nami prowadzonym z chirurgiczną precyzją ostrzem ironii – czarna otchłań rozpaczy, życiowa porażka, bezsilność.

Artykuł z numeru

Oswajanie samotności

Czytaj także

Artur Madaliński

Cudze smakują lepiej

W pisarstwie autora Lincolna w Bardo najciekawszy jest moment, w którym jedno przechodzi w drugie, a czytelnik, ze ściśniętym gardłem, zadaje sobie pytanie, jak to możliwe, by granica między komedią a tragedią była tak niewyraźna. Sielanki – przetłumaczony właśnie na język polski zbiór opowiadań, który George Saunders opublikował w Ameryce ponad dwie dekady temu (2000 r.) – są tego najlepszym przykładem.

Weźmy otwierające zbiór opowiadanie tytułowe. Oto park rozrywki, w którym zwiedzający mogą podejrzeć życie jaskiniowców. Tych ostatnich odgrywają pracownicy, którzy dawniej lubili swoje zajęcie, ale teraz ich motywacja maleje, bo sytuacja się komplikuje: Klientów coraz mniej i jedzenie (świeżo zabita koza) już nie zawsze ląduje w Dużej Przegrodzie. Co więcej, szykują się Przegrupowania, które w lokalnej nowomowie oznaczają zwolnienia. A przecież zawsze lepiej, kiedy robota jest – choćby i kiepska. Dlatego zatrudnieni udają praludzi nawet wtedy, gdy nie ma zwiedzających. Wiadomo – „góra” pilnie obserwuje.

Ten osobliwy park rozrywki jest klasyczną heterotopią, w której obowiązują ścisłe reguły i jasna hierarchia. Zatrudnieni mają pracować, raportować i płacić Wywoźne (przez tych „na dole” zwane Gównianym). Zarządzający wydają Okólniki, ograniczają racje żywieniowe i ustalają, czym jest prawda („tym, dzięki czemu dzieją się rzeczy dla nas pożądane”). Pozornie to świat groteskowy, ale mnożąc komiczne epizody czy wyśmiewając korporacyjny slang i propagandowe frazesy, Saunders opowiada tu jedną ze swoich najważniejszych historii – o tym, jak bardzo jesteśmy uwikłani w społeczne relacje sił, władzy i podległości. Innymi słowy, jak bardzo nasze życie jest pochwycone i modelowane przez rozmaite (jak powiedziałby Agamben) „urządzenia”.

Z ich uścisku nie sposób się wyrwać, zwłaszcza jeśli ledwo utrzymujesz się na powierzchni. A w takiej sytuacji są najczęściej bohaterowie opowiadań amerykańskiego pisarza.

Mieszkają zwykle w małych miasteczkach, takich jak Morszczyn, w którym „nie ma morza ani morsów, tylko najwyżej szczyny, a tak naprawdę to setka mieszkań komunalnych z widokiem na tyły składu firmy kurierskiej”. Ich życie dalekie jest od stabilizacji, wykonują poślednie zajęcia (albo w ogóle nie pracują), przyjaciół mają wśród listonoszy i do czterdziestki mieszkają z siostrami, które są „zanadto religijne”, lub szantażującymi ich emocjonalnie matkami. Egzystencja opisywanych w Sielankach ludzi jest do bólu zwyczajna i choć tęsknią oni czasem za wielkim światem, to na koniec dnia okazuje się, że miarą ich sukcesu jest zakład dla babć farbujących włosy na niebiesko, zamiast międzynarodowej sieci salonów fryzjerskich (Nieszczęście fryzjera), a zabrane przez komornika pianino zastępuje – wykonana własnoręcznie przez Morse’a – bohatera opowiadania Wodospad – kartonowa klawiatura, której jego syn nie chce nawet dotknąć. To ludzie bez biografii – jak ciotka Bernie, która nie miała męża, nie urodziła dzieci i „całe życie jeździła autobusami”, albo wspomniany Morse, który „trwoni najlepsze lata życia, przeklinając fotokopiarkę”. Nie są nawet tym, co wszyscy, ale „czymś mniej” – tak myśli o sobie Neal, główny protagonista opowiadania Winky. Jednym słowem: przegrywy.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się