fbpx
Artur Madaliński Wrzesień 2014

Wiedzieć, wierzyć, kochać

Jerzy Sosnowski dotyka kłopotu dla naszej postsekularnej rzeczywistości absolutnie podstawowego: jak pogodzić rozum z wiarą, jak wiedzieć, ale i jak wierzyć, by te dwie przestrzenie mogły ze sobą współegzystować, nie oddając uprzywilejowanej pozycji żadnej z nich i nie stygmatyzując się wzajemnie w wyniszczającej, ideologicznej walce.

Artykuł z numeru

Imperialne oblicze Rosjan

Imperialne oblicze Rosjan

Wśród pisarzy swojego pokolenia Jerzy Sosnowski być może najbardziej otwarcie przyznaje się do inklinacji religijnych. W wywiadach podkreśla, że jest „pisarzem kryptoreligijnym”, co odczytuję przede wszystkim jako deklarację formalną w tym sensie, że określa ona pisarską strategię autora Prądu zatokowego. W jego powieściach bowiem wątki religijne nie są podane kawa na ławę, nie dominują planu fabularnego, nie rażą nachalną tendencyjnością ani mierną publicystyką. Sadowią się raczej pomiędzy poszczególnymi rejestrami powieści, przyklejają się do bohaterów, wyzierają zza dyskretnej aluzji czy trawestacji biblijnego tekstu. Spotkamy się w Honolulu, najnowsza proza Sosnowskiego, zachowuje tę metodologię, choć – przyznać trzeba – z dużo lepszym skutkiem niż przegadana chwilami Instalacja Idziego. W nowej książce warszawski pisarz splata dwie przestrzenie, którymi rządzi tajemnica – wiarę i miłość. „Kochać to jak wierzyć” – pisał Sosnowski przed laty w jednym ze swoich esejów i zdanie to powtórzył w nowej książce. O tym właśnie jest Spotkamy się w Honolulu: o tajemnicy, która sprawia, że nie wiemy, jak i dlaczego kochamy, o niewyrażalności, która każe nam ciągle znajdować oparcie w pozarozumowych kryteriach, wreszcie o tym, że nasze życie przydarza się wyłącznie nam i trzeba coś z tym fantem zrobić.

Podskórny nurt prozy

Fabuła Spotkamy się w Honolulu rozpisana jest zgodnie z zasadą chronologicznego (a co za tym idzie: kulturowego) płodozmianu. Wątek współczesny obejmuje perypetie Piotra Dębickiego, dziennikarza specjalizującego się w pisaniu reportaży. Mężczyzna znalazł się w trudnym momencie życia – rozwiedziony z żoną, po nieudanym romansie z uczennicą, próbuje napisać tekst o mieszkającej w Krośnie wielkopolskim kobiecie, której sąd odbiera dzieci, ponieważ utrzymuje ona, że ma bezpośredni kontakt z Jezusem. Od kochanek, póki co, raczej stroni – razem ze swoim przyjacielem Markiem Giedojtem mieszka w dość tajemniczej Wieży, w której każdy ma osobny pokój (choć chciałoby się napisać: celę) i w której obowiązują jasno określone zasady. To coś na kształt świeckiego instytutu zakonnego, połączonego z warsztatem pracy i pozwalającą ukryć się przed światem samotnią. Piotr wraca do niej, by pisać, ale również prowadzić filozoficzno- -religijne dysputy z przyjacielem. W takim momencie w życiu dziennikarza pojawia się Roma, była stewardessa i urzędniczka, w której powoli (acz definitywnie) zakochuje się dziennikarz. Romans ze starszą o prawie 30 lat kobietą to najważniejsze pasmo fabularne powieści.

Postać pięknej stewardessy łączy plan współczesny z fragmentami retrospektywnymi, w których również mamy do czynienia z trójką bohaterów – oprócz Romy są jeszcze jej koleżanka Bella oraz Stefan. Relacje między nimi są zdecydowanie niejednoznaczne – Bella podkochuje się w Stefanie, który co prawda nie gardzi flirtem, ale w głębi duszy kocha Romę. Ta z kolei nie od razu podejmuje zaloty przyjaciela. Ale ostatecznie to ona zostanie później jego żoną. Zanim jednak to się stanie, będą we trójkę spędzać wakacje, bywać w sopockich klubach, wspólnie czytać książki. Ten wątek rozgrywa się w latach 60. ubiegłego wieku i – znowu – koniecznie podkreślmy sprawność, z jaką Sosnowski oddaje koloryt tamtych czasów, w których przejście od jazzu do twista było czymś więcej niż tylko zmianą muzycznej mody. Autor doskonale pokazuje, jak życie na chwilę znalazło swój upust, jak uwalniało swoją stłamszoną w powojennych dekadach zmysłowość, jak tańce, wyjazdy do Kazimierza czy spacery nad Wisłą stawały się „odświętną codziennością”, powidokiem, do którego można będzie kiedyś wracać w melancholijnych wspomnieniach.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się