fbpx
fot. Dawid Chalimoniuk/ Agencja Gazeta
Artur Madaliński grudzień 2019

Przewaga obcości

Feliksa Netza miało nie być. Nie tylko jako poety, prozaika, eseisty, radiowca i wybitnego tłumacza. Miało go nie być w ogóle. Gdy jako 19-letni chłopak pracował w kopalni, przeszedł pod wózkiem z urobkiem i dotknął drutu ślizgowego pod olbrzymim napięciem. W dziewięciu przypadkach na dziesięć takie zdarzenia kończyły się śmiercią. Młody Netz – cudem – ocalał i dzięki temu Śląskowi przydarzył się twórca, który przez 60 lat wrastał w ten mroczny region, pisał o nim i próbował objaśniać jego niepochwytną istotę.

Artykuł z numeru

Wierzę, wątpię, odchodzę

Wierzę, wątpię, odchodzę

Czynił to autor Urodzonego w Święto Zmarłych jakby mimochodem, bez tego niezdrowego napięcia, które zwykle towarzyszyło debatom o „śląskości”. Swój projekt artystyczny utożsamił całkowicie z projektem egzystencjalnym, prowadząc pas transmisyjny między życiem i tworzeniem. Dzięki temu – niespektakularnie, ale z żelaznym uporem – wciąż od nowa interpretował i tłumaczył Śląsk. Udało mu się to zrobić lepiej niż wielu innym przede wszystkim dlatego, że nigdy nie był „stąd” – i nie mam tu na myśli prostego klucza biograficznego, lecz niezbywalny rodzaj dyspozycji wobec świata; coś, co sam nazwał legitymizacją egzystencji. W przypadku Feliksa Netza było nią poczucie obcości, które – widać to wyraźnie w jego pisaniu – towarzyszyło mu do końca życia.

Urodził się 26 grudnia 1939 r. w Kretkach, niewielkiej wsi na Pomorzu, jako najmłodszy syn Emila i Heleny de domo Kamińskiej. W 1946 r. matka małego Felka podejmuje decyzję, że nie pojadą do przebywającego w Niemczech ojca. Zostają w Polsce, ale przenoszą się do Lubania, w dzisiejszym województwie dolnośląskim. To pierwsze ważne dla Netza miejsce – jako miasteczko L. pojawia się w prawie wszystkich jego książkach. Po dziewięciu latach, 13 marca 1955 r., Netz wysiada z pociągu na dworcu w Katowicach, które wtedy nazywają się jeszcze Stalinogród. Towarzysząca mu w podróży cioteczna babcia pyta zaniepokojona: „Felku, gdzie jesteśmy? Czy to już za Uralem?”. Miasto wita przybyszów mgłą, chłodem i ciężkim powietrzem, w którym czuć węgiel. Nie obiecuje niczego dobrego, ale Feliks Netz zwiąże się z nim na zawsze.

Maturę zdaje w Liceum im. Wilhelma Piecka, rozpoczyna studia polonistyczne w Wyższej Szkole Pedagogicznej, dyplom odbiera – jako jeden z pierwszych absolwentów – już w nowo powstałym Uniwersytecie Śląskim. Jeszcze na studiach udaje mu się zdobyć etat w redakcji literackiej Polskiego Radia Katowice, próbuje też nawiązać kontakty z (raczej wątłym wówczas) lokalnym środowiskiem literackim. Jak sam przyzna kiedyś w jednej z rozmów, życie kulturalne było gdzie indziej, a Katowice cierpiały na brak niekwestionowanego autorytetu artystycznego, kogoś, kto siłą swojego talentu i dorobku mógłby przyciągnąć młodych, którzy – jak Netz właśnie – garną się do pisania. Dlatego ucieka w literaturę, naukę kolejnych języków, tłumaczenia. Przekłady wierszy Pablo Nerudy publikuje we „Współczesności”, w tym piśmie ogłasza też fragmenty swojej prozy. Debiutuje równocześnie jako poeta i prozaik – w 1968 r. ukazuje się tomik Związek zgody i powieść Sto dni odpustu, egzystencjalna proza rozrachunkowa, której bohater, Marek Kujawa, rezygnuje ze studiów i wraca ze Śląska do swojej rodzinnej miejscowości, by zmierzyć się ze swoją przeszłością. W następnych latach Netz opublikuje jeszcze cztery zbiory poezji: Z wilczych dołów (1973), Wir (1985), Trzy dni nieśmiertelności (2009) i Krzyk sowy (2014). Kolejne powieści także ukazują się w sporych odstępach czasowych – Skok pod poprzeczką (1977), Biała gorączka (1980), Urodzony w Święto Zmarłych (1995), Dysharmonia caelestis (2004) to trzon prozatorskiego dorobku Netza. Nie dajmy się jednak zwieść tym niezbyt – biorąc pod uwagę dzisiejsze, pompowane kompulsywnie przez rynek, standardy publikacyjne – liczbom. W międzyczasie bowiem spod ręki katowiczanina wychodzą teksty krytyczne o literaturze, filmie (kino to wielka pasja pisarza), felietony, słuchowiska radiowe (wśród nich wyróżniony w prestiżowym konkursie Prix Italia i niezwykle istotny dla autora Pokój z widokiem na wojnę polsko-jaruzelską) oraz, oczywiście, przekłady – z angielskiego, rosyjskiego, niemieckiego, hiszpańskiego i (najważniejsze) węgierskiego. Część tego dorobku znalazła się w Ćwiczeniach z wygnania (2008), eseistycznym credo, w którym Netz pisze o najważniejszych swoich fascynacjach – od pisarstwa Sándora Máraiego, przez La Stradę Felliniego, po wiersze Juliana Kornhausera.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się