Żartował Pan kiedyś, że zrobił karierę na sięganiu po tematy, które ludzie lubią, i mówieniu im, że się mylą. Potraktował Pan tak wcześniej duchowość, empatię, a teraz w nowej książce Złoty środek – przyjemność. Dlaczego znów nam Pan to robi?
Obawiam się, że odrobinę Pana rozczaruję [śmiech]. Byłoby skrajnością, gdybym uznawał przyjemność za coś strasznego, do czego nie powinniśmy dążyć. Albo gdybym przekonywał, że w głębi serca ludziom wcale nie zależy na przyjemności. Tego nie twierdzę.
W porównaniu z moją poprzednią książką poświęconą empatii przesłanie Złotego środka brzmi mniej rewolucyjnie. Sprowadza się ono do tzw. pluralizmu motywacyjnego, czyli idei, że chcemy wielu różnych rzeczy. Nie wątpię, że ludzie pragną przyjemności. Szukają więc dobrej zabawy: w seksie, jedzeniu czy miłym towarzystwie. W książce argumentuję jednak, że czasami różnego rodzaju ból może być źródłem przyjemności. Zresztą nadal wpisuje się to w perspektywę dążenia do przyjemności.
Ale pluralizm motywacyjny mówi coś więcej – chcemy też innych rzeczy. Chcemy być dobrzy, kieruje nami pragnienie moralności. Często poświęcamy własną przyjemność na rzecz dobrych uczynków. Poszukujemy sensu. W skrócie: chcemy robić trudne i ważne rzeczy, nawet jeśli nie są przyjemne.
Na przykład?
Wspinamy się po górach, biegamy maratony, wychowujemy dzieci i walczymy na wojnie. Niektórzy z nas mają ponadto potrzeby duchowe czy religijne. Zgadzam się więc, że pragniemy przyjemności, jednak tym się różnię od innych badaczy, że dla mnie jest to tylko pragnienie jedno z wielu.
Mark Twain powiedział kiedyś: „Za każdym razem kiedy znajdziesz się po stronie większości, zatrzymaj się i pomyśl”. Jak wielu badaczy przyjemności i cierpienia jest po Pana stronie, a do jakiego stopnia płynie Pan pod prąd?
Powiedziałbym, że siły rozkładają się po równo. Kiedy w książce Przeciw empatii argumentowałem, że empatia niekiedy nas zaślepia i prowadzi na manowce w decyzjach moralnych, nikt mnie nie wspierał. Było to trudne. Teraz więcej osób jest po mojej stronie.
Wielu ludzi, w tym badacze z nurtu psychologii pozytywnej, kładzie nacisk na inne kwestie niż przyjemność, np. na sens, spełnienie lub satysfakcję, których nie da się zredukować do przyjemności.
Noblista Daniel Kahneman odróżnia „szczęście przeżywane” (odczuwane w danej chwili), które nazwalibyśmy przyjemnością, od „szczęścia wspominanego”, na które składa się więcej znaczeń, celów i satysfakcji. Mam więc wielu sojuszników, ale oponentów też nie brakuje. Kiedy pisałem tę książkę, solą w oku był dla mnie cały czas mój przyjaciel Daniel Gilbert, profesor psychologii z Uniwersytetu Harvarda. Prowadziłem z nim wspaniałe, bardzo konstruktywne dyskusje, których kontynuację stanowi moja książka. On jest hedonistą. Twierdzi, że pragniemy tylko przyjemności. Może się nam wydawać, że chcemy innych rzeczy, lecz według niego chcemy ich tylko dlatego, że dają nam przyjemność. Niektórzy psycholodzy się z nim zgadzają, w środowisku mamy na ten temat dynamiczną dyskusję.