fbpx
fot. Corinna Kern / Bloomberg / Getty
Krzysztof Kornas styczeń 2020

Ludzka natura żywności. Etyczni mięsożercy

Z badań wynika, że większość ludzi rozumie konieczność ograniczenia konsumpcji mięsa ze względu na środowisko, zdrowie czy kwestie etyczne. Niestety, w codziennych sytuacjach to trzy inne sprawy decydują o wyborach żywieniowych: cena, smak i wygoda.

Artykuł z numeru

Jedzenie przyszłości

Jedzenie przyszłości

Lawina dystopijnych diagnoz stanu środowiska naturalnego zdecydowanie przybiera na sile. Wśród głównych przyczyn postępującej katastrofy klimatycznej wskazuje się m.in. globalny system żywnościowy. A w jego ramach – hodowlę przemysłową zwierząt na ubój. Cywilizacyjna wszechobecność mięsa ściąga na siebie krytykę nie tylko sozologów, lecz także: etyków, epidemiologów, dietetyków czy lekarzy. Zewsząd można dziś usłyszeć apele o ograniczenie konsumpcji białka zwierzęcego i zachęty do przejścia na dietę roślinną. Dyskusje pod tym pręgierzem, szczęśliwie dla mięsożerców, na tym się wszakże nie kończą. Mięso z uboju ma silną, wolną od negatywnych konsekwencji, konkurencję: hodowlę mięsa in vitro z komórek pobranych od żywego zwierzęcia oraz roślinne zamienniki mięsa, które coraz skuteczniej naśladują jego smak, zapach i teksturę, a nawet mogą „krwawić” po przecięciu. Chociaż z hodowlą laboratoryjną wiążą się analogiczne (i analogicznie dalekie od zasadności) wątpliwości konsumenckie jak w przypadku żywności modyfikowanej genetycznie, pestycydów czy rozmaitych dodatków spożywczych, postrzega się ją jako wielką szansę na stworzenie bardziej zrównoważonego systemu żywnościowego. Jest to także idealny poligon dyskusji o naukowo-technicznych próbach ingerowania w naturalne procesy w przemyśle rolno-spożywczym. Analitycy potencjału tej technologii zachowują ostrożny optymizm i liczą, że ma ona szansę nareszcie przełamać schematy myślenia i przekonująco zademonstrować, że ingerencji potrafimy dokonywać odpowiedzialnie.

Absurd na skalę geologiczną Pomysł na tworzenie samego mięsa bez konieczności hodowania zwierzęcia nie jest nowy. Już w 1931 r. Winston Churchill przewidywał, że w ciągu półwiecza porzucimy „absurd hodowania całego kurczaka tylko po to, żeby zjadać jedynie jego pierś lub skrzydło”[1]. Wyobrażał on sobie, że znajdziemy sposób na produkcję samego mięsa, wykorzystując do tego odpowiednio przygotowane podłoże chemiczne. Na częściową realizację tej prognozy musieliśmy poczekać nieco dłużej. W 1999 r. Willem van Eelen, nazywany ojcem chrzestnym mięsa in vitro, uzyskał pierwszy patent na technologię hodowli komórkowej mięsa. Jednak to dopiero Mark Post w 2013 r. zasłynął jako twórca pierwszego skonsumowanego publicznie burgera z mięsa uzyskanego laboratoryjnie, dając impuls do powstania prężnie rozwijającej się dziś branży, którą wielu uważa za potencjalnie zbawienną dla problemów, jakie generuje tradycyjny przemysł mięsny.

Zanim jednak przyjrzymy się szansom na to ocalenie, warto dokończyć rachunek sumienia. Tym bardziej że wspomniany przez Churchilla absurd zdążył w międzyczasie – minęło wszak ponad 80 lat – przybrać, niestety, skalę geologiczną. Każdego roku zabijamy 60 mld kurczaków (pozostańmy przy nich, choć problemem są wszystkie zwierzęta hodowane na mięso) – wystarczająco dużo, żeby ich kości odcisnęły wyraźny ślad w warstwach skalnych. Doskonale ilustruje to Pink Chicken Project[2]. Jego autorzy sugerują, by ten złożony w zapisie kopalnym niechlubny „autograf” ludzkości dodatkowo uwidocznić. Chcą skorzystać z narzędzi inżynierii genetycznej, by zmienić kolor kości i piór całego gatunku na różowy. W ten sposób geolodzy z przyszłości łatwo zidentyfikują ślady winowajców globalnej klęski klimatycznej.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się