Krzysztof Kornas: Znana jest anegdota o tym, jak pewnego razu podczas obrad Amerykańskiej Akademii Religii podjęto próbę ustalenia definicji religii. Nie trzeba było długo czekać, żeby w wyniku konfliktów połowa uczestników spotkania w gniewie wyszła z sali. Pan koncentruje się na mechanizmach poznawczych umożliwiających istnienie religijności, a nie na definiowaniu pojęć. Co doprowadziło Pana do takiego podejścia?
Paul Bloom: Ogólnie rzecz biorąc, jestem przeciwnikiem nadmiernego skupiania się na definicjach. Moim zdaniem postęp w nauce dokonuje się inaczej. Zazwyczaj rozpoczynamy pracę, mając ramowy zarys tematu, którym się zajmujemy, analizujemy go, a następnie – poprzez badania – zbliżamy się do jego lepszego zrozumienia. To lepsze pojmowanie pojawia się jednak jako rezultat badań, nie stanowi punktu wyjścia. Gdy zajmujemy się analizą pewnych aspektów gramatycznych języka polskiego czy angielskiego, nie rozpoczynamy od rozważań nad tym, że pojęcie „język” może obejmować także komunikację wśród zwierząt, sygnalizację świetlną czy muzykę. Podobnie jest w przypadku religii.
Skąd u Pana zainteresowanie badaniami nad religijnością?
Cóż, z religią wiąże się wiele fascynujących zagadnień. Można się interesować jej wymiarem społecznym (rytuałami i ich znaczeniem dla wspólnoty), z pewnością ciekawe jest też metafizyczne pytanie o to, co w różnych doktrynach jest prawdziwe, a co nie. Mnie zawsze zajmowało, skąd w naszych głowach biorą się religijne wierzenia. Do pewnego stopnia ważne było tu moje osobiste doświadczenie. Myślę, że często badamy to, czego nam brakuje. Mimo iż zajmuję się uniwersalną atrakcyjnością religii, przyznam, że nigdy mnie ona nie pociągała. Otaczałem się jednak ludźmi wierzącymi. Gdy byłem nastolatkiem, spotykałem wielu ortodoksyjnych Żydów z grupy Chabad-Lubawicz, którzy byli przekonani, że niedługo nastanie koniec świata. Fascynuje mnie, jak można w coś takiego wierzyć. Jak można wierzyć w życie po śmierci, w cuda, w istnienie wszechwiedzącego Boga? Być może jako jedna z niewielu osób, którym te wierzenia nie przychodzą naturalnie, mocno zainteresowałem się tym, dlaczego inni ludzie czują do nich pociąg.
Starał się Pan zrozumieć, co takiego w ludzkim umyśle umożliwia dochodzenie do wniosków sprzecznych z Pana naturalistycznym spojrzeniem na świat?
Przeczą one nie tylko mojej naturalistycznej perspektywie, lecz także – w pewnym sensie – zdrowemu rozsądkowi. Trawa jest zielona, a upuszczone przedmioty spadają na ziemię – to oczywiste prawdy na temat świata. Osobną, ciekawą kwestią jest, jak do tej wiedzy dochodzimy. Ale nawet jeśli ktoś jest żarliwie wierzący, musi przyjmować, że idee Boga czy cudów nie są dla wszystkich oczywiste. Również ludzie religijni mówią, że konieczny do ich uznania jest tzw. skok wiary.