Zmarły kilka lat temu profesor zdrowia publicznego, popularyzator nauki i statystyki Hans Rosling podczas swoich wykładów zwykł zadawać audytorium kilkanaście pytań. Odnosiły się one do niezwykle zróżnicowanych kwestii: średniej oczekiwanej długości życia na świecie, trendów wzrostu populacji, tendencji odnoszących się do liczby śmierci spowodowanych klęskami żywiołowymi, dostępności do elektryczności, skolaryzacji wśród dziewcząt w biednych krajach, prognoz wzrostu (lub spadku) globalnej średniej temperatury do 2100 r. i skali skrajnej biedy na świecie w ostatnich kilku dekadach. Pytania były przeprowadzane w formie testu z trzema odpowiedziami, spośród których tylko jedna była prawdziwa.
Z wyjątkiem odpowiedzi na przedostatnie pytanie (średnia globalna temperatura do roku 2100 niemal na pewno wzrośnie) zazwyczaj znaczna większość publiki Roslinga się myliła. A badacz miał okazję przeprowadzać podobne testy nie tylko na uczelniach, lecz również podczas publicznych wystąpień dla zwykłych, zainteresowanych światem ludzi. Przemawiał przed szefami korporacji, przedstawicielami rządów i biznesmenami. Okazywało się, że wszyscy oni niewiele wiedzieli o świecie.
Swoimi obserwacjami Rosling podzielił się w książce Factfulness. Dlaczego świat jest lepszy, niż myślimy, czyli jak stereotypy zastąpić realną wiedzą. Zauważył w niej, że w przypadku wielu pytań ludzie odpowiadali gorzej niż szympansy. Skąd takie porównanie? Ponieważ losowa trafność w teście jednokrotnego wyboru z trzema opcjami – a prawdopodobnie właśnie losowo odpowiadałby szympans – wynosiłaby mniej więcej 33%. W grupie badanych przez Roslinga poprawność odpowiedzi dla wielu pytań zaskakująco często wynosiła mniej niż 30%. Ludzie myśleli, że świat jest znacznie gorszy niż w rzeczywistości.
Przewidywalna długość życia jest zróżnicowana na całym świecie, ale średnio wynosi ona ok. 70 lat (i niemal wszędzie się wydłuża, również w krajach najbiedniejszych). W najuboższych krajach ok. 60% dziewczynek kończy szkołę podstawową. Liczebność populacji osiągnie w 2100 r. ok. 9–11 mld i albo się na tym poziomie ustabilizuje, albo będzie malała. Mimo wzrostu liczby ludności na świecie i częstszego występowania ekstremalnych zjawisk pogodowych (globalne ocieplenie!) liczba ofiar tego typu kataklizmów spada. W jakimś stopniu dostęp do elektryczności ma ok. 80% ludzi na świecie. A skrajne ubóstwo w ostatnich dekadach znacznie się ograniczyło.
Powody do optymizmu
Hans Rosling był uważany za przedstawiciela nurtu tzw. nowych optymistów. Inni przedstawiciele tego prądu to choćby Steven Pinker, autor głośnej książki Nowe oświecenie, i Max Roser, współtwórca platformy Our World in Data zbierającej dane o megatrendach z całego świata. Wśród innych nowych optymistów można wymienić pisarza i popularyzatora nauki Matta Ridleya i historyka gospodarki i libertarianina Johana Norberga.
Dziennikarz „The Guardian” Oliver Burkeman w swoim tekście z 2017 r. Is the world really better than ever? (Czy świat ma się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej?) pisze, że początek nowego optymizmu można datować na 2006 r. i TED-owy wykład Roslinga pod wymownym tytułem The best stats you’ve ever seen (Najlepsze statystyki, jakie kiedykolwiek widziałeś).
I rzeczywiście, jeżeli spojrzymy w dane, od dekad mieliśmy do czynienia z niezaprzeczalnym postępem. Przytłaczająca większość statystyk, jakie możemy kojarzyć z jakością życia, się poprawiała. Wzrastała średnia oczekiwana długość życia, spadała liczba osób głodnych, rósł dobrobyt, poprawiały się dostęp do opieki medycznej, skolaryzacja, wyszczepialność. Nie był to tylko statystyczny artefakt fałszujący rzeczywistość, bo wynikający z tego, że bogatym bardzo się poprawiało, a biedni nadal biednieli. Poprawiało się również tym najbiedniejszym, choć – co warto zaznaczyć – sytuacja najbogatszych ulegała szybszej zmianie na lepsze. To właściwa konsekwencja rozwarstwienia ekonomicznego – zjadanie coraz większych kawałków metaforycznego tortu dobrobytu przez zamożnych. Mimo to, jak pisał swoim tekście w „The Guardian” Burkeman, według sondażu przeprowadzonego przez YouGov w 2015 r. 65% Brytyjczyków i 81% Francuzów uważało, że świat zmierza w złym kierunku. Tylko że – poza wyżej wymienioną kwestią klimatu – to po prostu nie jest prawda, a przynajmniej prawdą nie było.
Burkeman cytował wspomnianego już Maxa Rosera, ekonomistę z Oxfordu: „Liczba ludzi w ekstremalnym ubóstwie spadła od wczoraj o 137 tys.”. Tak zdaniem Rosera mogłyby każdego dnia przez ostatnich 25 lat wyglądać nagłówki gazet (dokładniej: przez ostatnich 25 lat do momentu, kiedy Roser pisał te słowa, kilka lat temu).
Kiedy zaczyna się skrajne ubóstwo?
Te wszystkie dobre wiadomości nie znaczą jednak, że lokalnie nie mieliśmy do czynienia z pewnymi krokami wstecz. Nie ma możliwości, żeby na świecie poprawiało się absolutnie wszystkim. Czy to z powodu indywidualnych nieszczęść, czy z powodu lokalnych zapaści branż.
Naturalnie więc nowi optymiści doczekali się opozycji. Przybrała ona różne formy, a pierwsze mniej groźne skrzydło ataku reprezentuje np. lewicowy intelektualista Jason Hickel. W przetłumaczonym na język polski przez Huberta Walczyńskiego, a opublikowanym na łamach magazynu „Kontakt” tekście Czy kapitalizm wyciąga ludzi z biedy? Hickel pisał:
„Wszystko to [kryzys finansowy 2008 r., bezrobocie, polityka zaciskania pasa – przyp. aut.] złożyło się na bezprecedensowy atak na dominujący neoliberalny konsensus, a gdzieniegdzie – na sam kapitalizm, którego społeczna wiarygodność zaczęła się załamywać. Na scenę wkroczyli lewicowi politycy, tacy jak Bernie Sanders, Elizabeth Warren czy Jeremy Corbyn. Obiecywali, że na poważnie zajmą się problemem nierówności. (…)
Ale druga strona nie spała. Miliarderzy, eksperci i komentatorzy zaczęli nakręcać nową narrację. To wszystko ściema, mówili. Spójrzcie trochę szerzej, a zobaczycie że postęp humanitarny tak naprawdę przyspiesza. Poprawia się oczekiwana długość życia, spada śmiertelność niemowląt, osiągamy imponujące efekty w zapobieganiu chorobom i – co najważniejsze – globalne ubóstwo znika w zaskakującym tempie. Kraje ubogie doganiają bogate, a świat nigdy nie miał się lepiej”.
Główny zarzut Hickela nie odnosił się do samych danych, ale był natury politycznej: nowi optymiści to opłacani przez miliarderów strażnicy neoliberalnego status quo. Część entuzjastów nowego optymizmu to bez wątpienia liberałowie, jak choćby wspomniany, związany z libertariańskim think tankiem Cato Institute Johan Norberg. Jednak to nie oznacza, że cały ruch wyznaje tego typu poglądy. Nawet jeżeliby tak było, to nie podważa wartości danych, o których mówią nowi optymiści.
Wątpliwość Hickela należy potraktować jako po części chybioną, ponieważ jeśli przeczytamy książkę Factfulness Roslinga i zapoznamy się z okraszonymi eleganckimi wykresami artykułami Maxa Rosnera zamieszczonymi na platformie Our World in Data, to nie znajdziemy w nich przesadnego „neoliberalnego odchylenia”. Odnajdziemy tam za to sporo pochwał mądrych regulacji i silnych instytucji. Sam Rosling zresztą chwalił w książce swoją socjaldemokratyczną ojczyznę Szwecję. Pisał, że dzięki jej powszechnej opiece zdrowotnej mógł zostać wyleczony jako dziecko z poważnej choroby, a dzięki publicznej edukacji i szkolnictwu zdobył świetne wykształcenie.
Jak ocenić same te dane? Hickel punktuje również – i to już zarzut merytoryczny – założoną linię granicy skrajnego ubóstwa. W wielu grafikach na wspomnianej platformie Our World in Data granica skrajnego ubóstwa jest wyznaczona na poziomie 1,9 dolara dziennie na osobę według kursu amerykańskiej waluty z 2011 r. Jednak Hickel słusznie twierdzi, że osoby żyjące za 3 dolary dziennie również są skrajnie ubogie. Nawet jeśli uznamy, że linia 1,9 dolara nie jest odpowiednim kryterium, to fakt, że coraz mniej osób na świecie utrzymuje się za tak skandalicznie niski dochód, jest bezsprzecznie pozytywny. Nawet jeśli skrajnym ubóstwem jest życie za 3 dolary dziennie, to oczywiste, że życie za jeszcze mniej jest jeszcze gorsze. A jeśli jest gorsze, to oznacza, że spadek odsetka osób dysponujących takim dochodem należy uznać za postęp.