Jest dla mnie oczywiste, że olbrzymia większość sterników polskiego Kościoła uważa formowanie sumień za najważniejsze zadanie. Zapewne jednak wielu z nich sądzi także, że zabezpieczenie mocnej instytucjonalnej pozycji Kościoła w życiu publicznym ułatwia realizację tego zadania.
Odpowiedź na pytanie, czy tak rzeczywiście jest, nie może być jednoznaczna. Wyraźna większość Polaków skłonna jest akceptować model relacji między państwem a Kościołem ukształtowany w latach 90. W tym modelu jest czymś naturalnym, że biskupi zabierają głos w ważnych kwestiach ogólnospołecznych, uczestniczą w państwowych uroczystościach, a nauka religii odbywa się w szkołach. Z tego modelu wynika jednak szczególna odpowiedzialność episkopatu i poszczególnych biskupów za stanowiska formułowane w sprawach państwa i prawa. Wypowiedzi uznawane za stronnicze, niesprawiedliwe sądy i nadmierne żądania w stosunku do państwa mogą bardzo szkodzić autorytetowi Kościoła, a w dłuższej perspektywie także obecnemu polskiemu modelowi stosunków pomiędzy państwem i Kościołem.
Sądzę, że działania Kościoła, czasami odbierane jako nadmiernie zapobiegliwe o jego instytucjonalne i materialne interesy, w znacznej mierze wynikają z żywej pamięci o uderzeniach w polski Kościół w okresie rządów komunistycznych, ale także z obaw, że w Polsce może dojść do głosu tendencja, która ma na celu radykalną separację państwa i Kościoła oraz jego usunięcia ze sfery publicznej.
Jestem zdecydowanym zwolennikiem utrzymania obecnego modelu relacji państwo–Kościół. Oczywiście w szczegółowych regulacjach możliwe byłyby lepsze rozwiązania, np. dotyczące sposobu nauczania religii w szkole. Jednak w warunkach obecnej polaryzacji politycznej w Polsce jestem przeciwnikiem naruszania status quo, gdyż mogłoby to spowodować ostry konflikt polityczny i prowadzić do wytworzenia klimatu „zimnej wojny” religijnej.
Obawiam się zresztą, że nadchodzi czas, w którym nad obecnymi relacjami między państwem i Kościołem, opartymi na życzliwym rozdziale obu instytucji, ale także na ich współpracy dla dobra wspólnego, gromadzą się ciemne chmury. Dzielę się tym poczuciem na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi. W razie powstania rządu Prawa i Sprawiedliwości obawiam się zbyt bliskiego związku większości hierarchii kościelnej z rządzącym ugrupowaniem, a także prób – podejmowanych przez partię rządzącą – zmiany obecnego status quo w tak ważnych kwestiach światopoglądowych jak preambuła konstytucji czy ustawa antyaborcyjna z 1993 r. Już dziś ugrupowania liberalne i lewicowe zarzucają prawicy zamiar wprowadzenia w Polsce „republiki wyznaniowej”. Niebezpieczeństwem jest też jednak „polski zapateryzm”, czyli radykalny antyklerykalizm, który wkroczył na polską scenę polityczną wraz z wybraniem samodzielnej drogi przez Janusza Palikota w 2010 r. Poniósł on polityczną porażkę na skutek braku wystarczającej bazy społecznej i ekscentryczności lidera.
„Polski zapateryzm” może jednak wrócić wzmocnioną falą, bo dla ugrupowań lewicowych i liberalnych pokusą może być wybranie antyklerykalizmu jako jednego z głównych elementów łączących koalicję przeciwników PIS-owskiej prawicy, zwłaszcza gdy związki między PIS-em a Kościołem okażą się rzeczywiście bliskie.
W tych realiach tym bardziej trzeba bronić dotychczasowego polskiego modelu stosunków państwo–Kościół zarówno przed forsowaniem wizji państwa deklaratywnie katolickiego, jak i wojującego z religią i Kościołem. To zadanie będzie łatwiejsze do wykonania, gdy Kościół wykaże dalekowzroczność i dystans w stosunku do sceny politycznej.
Na pytanie trzecie najtrudniej jest mi odpowiedzieć. Jedno wydaje mi się pewne: ewentualne zmiany w postawach polskich katolików nie będą ani spektakularne, ani szybkie.
Papież Franciszek budzi w nas sympatię swą otwartością, spontanicznością i ciepłem okazywanym bliźnim, także tym, których życie rozmija się z nauczaniem Kościoła.
Jego reformy zostały jednak dopiero rozpoczęte, ich ostateczny kształt nie jest więc jeszcze określony. Sądzę, że od tego, co Franciszek rzeczywiście przyniesie Kościołowi w wymiarze globalnym, zależeć będzie też jego wpływ na polskich katolików, chociaż – co zrozumiałe – będą oni zróżnicowani w swych ocenach procesów cywilizacyjnych, politycznych i społeczno-ekonomicznych.
_
Odpowiedź na pytania z ankiety „Znak pyta”: relacje państwo-Kościół A.D. 2015