fbpx
Aleksander Hall październik 2008

Posierpniowe refleksje

Prezydent i premier zajęli wspólne stanowisko na szczycie w Brukseli poświęconym gruzińskiemu kryzysowi i wypracowaniu wspólnego stanowiska UE wobec Rosji. Jednak jeszcze kilka dni wcześniej wcale nie było to oczywiste. Strategie polityczne prezydenta i rządu posuwały się dwoma wyraźnie różnymi torami, zaś w wystąpieniach obu polityków – a zwłaszcza ich współpracowników – nie brakowało polemicznych akcentów, nie zawsze utrzymanych w dobrym tonie.

Artykuł z numeru

Jan Paweł II. Żywa pamięć czy makatka

Prezydent i premier należą do dwóch skonfliktowanych ze sobą obozów politycznych, które skonfrontują się za dwa lata w wyborach prezydenckich. Spór o podział kompetencji w sprawach polityki zagranicznej jest elementem umacniania pozycji wyjściowych obu obozów przed zasadniczą rozgrywką. Dla państwa jest to jednak spór bardzo kosztowny. Już osłabia pozycję Polski na arenie międzynarodowej, a może osłabiać ją jeszcze bardziej.

Premier proponuje dyskusję nad klarownym podziałem kompetencji pomiędzy rządem i prezydentem w sprawach dotyczących polityki zagranicznej, zakończoną wprowadzeniem zmian do konstytucji. Wiadomo jednak, że w tej kadencji do żadnych zmian w konstytucji nie dojdzie, bo nie znajdzie się wystarczającej większości głosów do ich przegłosowania. PiS nie dopuści bowiem, aby na jotę zmniejszyć uprawnienia prezydenta, a PO z pewnością nie zgodzi się na uszczuplenie kompetencji rządu. Nie warto więc podejmować debaty, która nie przyniesie konkluzji, a zapewne przerodzi się w kolejną awanturę sejmową.

Na przyszłość można myśleć o zmianie konstytucji przesądzającej wybór systemu prezydenckiego albo parlamentarno-gabinetowego. Nie będzie to łatwe nie tylko ze względu na potrzebną do tego  kwalifikowaną większość w przyszłym parlamencie. Wybór klasycznego sytemu parlamentarno-gabinetowego powinien się bowiem wiązać z likwidacją powszechnych wyborów prezydenckich, które przyciągają największe zainteresowanie Polaków. A w kraju o niskiej frekwencji wyborczej, w którym wybory prezydenckie są praktycznie jedyną okazją do zaprezentowania się nowych sił politycznych, taka zmiana mogłaby przynieść dwa skutki: jeszcze bardziej zniechęcić obywateli do udziału w wyborach oraz utrudnić odnowę klasy politycznej. Z kolei z wyborem systemu prezydenckiego wiąże się spore ryzyko zdominowania życia publicznego przez jeden ośrodek: prezydencką oligarchię.

Obowiązująca w Polsce konstytucja nie jest z pewnością doskonała. Umożliwia jednak poprawne współistnienie i współpracę (w sprawach nadrzędnych dla państwa) prezydenta i rządu, wywodzących się z przeciwstawnych obozów politycznych. Tak było w latach 1997–2001, gdy prezydentem był Aleksander Kwaśniewski, a premierem Jerzy Buzek. Poprawnej koabitacji, zwłaszcza w sprawach polityki zagranicznej, mamy prawo wymagać także od obecnie rządzących.

Okazywanie sympatii i antypatii politykom przy okazji obchodów narodowych rocznic to w Polsce nie novum. Jednak w tym roku – w sierpniu – został przekroczony kolejny próg. Buczenie na grobach powstańców warszawskich w rocznicę wybuchu Powstania (która dotąd była dniem narodowej pamięci) jest czymś niesłychanym. Buczenie 31 sierpnia, pod bramą Stoczni Gdańskiej, na Bogdana Borusewicza, który zaplanował strajk dający początek „Solidarności” i zasadniczym zmianom w naszej części Europy, dowodzi, że bieżąca polityka partyjna brutalnie wdziera się na uroczystości, które powinny być manifestacją narodowej pamięci, dumy i jedności. Piotr Zaremba na łamach „Dziennika” pośrednio zganił profesora Bartoszewskiego za „połajankę”, jaka spotkała niestosownie zachowujących się ludzi. Zaremba wyraził pogląd, iż połajankami ich się nie wychowa. Myli się. Są sytuacje, w których chamstwo, głupotę i zacietrzewienie trzeba nazwać po imieniu. Niewielu ludzi ma tak mocny tytuł moralny, by to uczynić z całą potrzebną w tym wypadku ostrością. Dla wywołania  wstrząsu i odruchu moralnego oburzenia. Nie mam złudzeń. Nie wpłynie to na postawę inspiratorów tego rodzaju zachowań. Może jednak wpłynąć na postawę milczącej większości, która zbyt łatwo przyzwyczaja się do brutalizacji zachowań i języka w naszym życiu publicznym. Jeśli pogodzimy się z takimi zwyczajami, nieuchronnie czeka nas partykularyzacja i upartyjnienie najświętszych narodowych rocznic. W innych miejscach i w innych godzinach będą spotykać się zwolennicy różnych obozów politycznych, by czcić narodowe święta, a przy okazji zademonstrować własną interpretację historii. O czym to będzie świadczyć? O tym, że narodowa wspólnota staje się w znacznej mierze fikcją, gdyż nie ma już wspólnej pamięci, wspólnych bohaterów i woli bycia razem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się