Polskie miasta – Warszawa, Kraków, Wrocław, Gdańsk – mówią nie tylko po polsku, ale także po ukraińsku, rosyjsku i białorusku. Czy wkraczamy w erę wielokulturowości?
Na przykładzie wymienionych przez Panią miast widzimy, że obecność obcokrajowców w Polsce wzrosła. W 2014 r. rosyjska aneksja Krymu i wybuch wojny we wschodniej Ukrainie bardzo przyspieszyły proces wychodźstwa z tego kraju. Nasi sąsiedzi uciekali w obawie o swoje życie i szukając pracy, osiedlali się m.in. w polskich miastach.
W ciągu ostatnich pięciu lat w Polsce dokonała się olbrzymia transformacja. Z kraju, z którego przez dekady emigrowano, staliśmy się krajem przyjmującym imigrantów. Przez lata to z Polski masowo wyjeżdżano. Nasze wychodźstwo było natężone szczególnie po wstąpieniu do Unii Europejskiej. Bardzo ważnymi państwami na mapie polskiej emigracji stały się Irlandia i Wielka Brytania, które jako jedyne (obok Szwecji) w 2004 r. otworzyły przed Polakami swoje rynki pracy. Nasze miasta wypełniły się zaś obcokrajowcami. Widzimy ich zresztą także na prowincji kraju. Na Pani pytanie odpowiadam więc twierdząco: tak, Polska wkracza w erę nowej wielokulturowości.
W debacie politycznej pojawia się hasło „Polska dla Polaków”. Do takiej Polski – homogenicznej etnicznie – przyzwyczaił nas także PRL. Czy jesteśmy przygotowani na wielokulturowość? Chcąc oswoić z nią Polaków, do jakiego dziedzictwa powinniśmy się odwoływać?
Nowa wielokulturowość będzie się różnić od tej przedwojennej. Wielokulturowość panująca w II Rzeczypospolitej opierała się przede wszystkim na społecznościach autochtonicznych. Wynikała z procesów migracyjnych, które miały miejsce przed wieloma wiekami, oraz z tego, w jaki sposób wytyczono w Europie granice państw. XX w. to m.in. era nacjonalizmów zakładających, że granice kulturowe i polityczne państw powinny się pokrywać. Trzeba powiedzieć jednocześnie, że nigdy wcześniej w historii tak nie było. Część nacjonalistów dążyła do etnicznej i rasowej „czystości”, co doprowadziło do katastrofy w postaci II wojny światowej. Migracje, z którymi obecnie mamy do czynienia, są elementem innych procesów. Wynikają z ułatwionej mobilności ludzi, z ich poszukiwania lepszego miejsca do życia. Trudno więc w przeszłości upatrywać bezpośrednich wzorców dla obecnego modelu wielokulturowości pomimo istnienia cech wspólnych.
Migracja wydaje się procesem, którego nie sposób powstrzymać.
Jeśli zada mi Pani pytanie: „Czy w Polsce 2050 r. 10% populacji stanowić będą obcokrajowcy?”, odpowiem: „Oczywiście!”. Powiem więcej – w dużych ośrodkach miejskich już teraz ok. 10% mieszkańców stanowią cudzoziemcy.
Kto do nas przyjeżdża?
Według badania GUS-u z czerwca 2020 r. w naszym kraju było 2,2 mln cudzoziemców, więc biorąc pod uwagę dynamikę wzrostu, aktualnie mamy ok. 2,5 mln cudzoziemców. Najliczniejszą grupę stanowią Ukraińcy (65% wszystkich imigrantów), na drugim miejscu są Białorusini, potem Niemcy. Dane z GUS mówią także o Rosjanach, Mołdawianach, Indusach.
W przypadku Krakowa – gdzie obydwoje mieszkamy – najliczniejsze społeczności tworzą oprócz przybyszy z Ukrainy i Białorusi także obywatele Indii, Rosji i Włoch. W naszym mieście ze względu na liczne inwestycje włoskich firm jest większa liczba obywateli tego kraju niż w skali całej Polski. W ostatnim roku dynamicznie rosła migracja z Białorusi, co było związane z wydarzeniami politycznymi w tym kraju. Białorusini zaczęli również coraz częściej figurować w danych spływających z Urzędu ds. Cudzoziemców jako osoby, które otrzymały jakąś formę „ochrony międzynarodowej”. W Małopolsce nie ma ośrodków dla cudzoziemców, w których mogłyby znaleźć schronienie osoby oczekujące na rozpatrzenie ich wniosków o ochronę międzynarodową, ale naszą specyfiką jest dynamicznie rozwijający się sektor usług finansowych. Jesteśmy więc liderem, jeśli chodzi o wydawanie „niebieskich kart” – dokumentów przyznawanych wysoko wykwalifikowanym pracownikom. Aby je otrzymać, należy spełnić oprócz warunków wykształcenia pewne wymagania finansowe.
Napływ obcokrajowców jest dla Polski błogosławieństwem. Od wielu lat notujemy niską dzietność, a od kilku – wyraźnie ujemny przyrost naturalny.
Jeśli Polska nie chce się wyludnić, musi stworzyć dobrą politykę migracyjną, zachęcającą osoby z różnych krajów świata do przyjeżdżania i osiedlania się w naszym kraju.
Notujemy jedne z najniższych na świecie wskaźniki dzietności (1,44 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym przy wskaźniku zastępowalności pokoleń wynoszącym 2,1). Program 500 plus, który zakładał rewolucję w dzietności, nie pomógł.
Oprócz ujemnego przyrostu naturalnego w ostatnich dwóch dekadach zanotowaliśmy jedno z największych wychodźstw w historii. Bezpośrednio przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej i po akcesji z Polski wyjechało ok. 3 mln ludzi. Tylko część osób, które wyjechały z Polski w ciągu minionych dziesięcioleci, wróciła albo zamierza wrócić, jednak większość najprawdopodobniej tego nie zrobi. W literaturze migracyjnej szeroko opisywane jest zjawisko „mitu powrotu” – mówienia o tym, że się wróci, choć de facto się nie wraca. Współcześnie ludzie funkcjonują także transnarodowo: trochę w jednym kraju, trochę w drugim.