fbpx
Uchodźcy po białoruskiej stronie granicy z Polską na przejściu granicznym w Kuźnicy, 15 listopada 2021 r. fot. Wiktor Tolochko / Sputnik / East News
Iza Klementowska luty 2022

Cztery drogi do Polski

– Mówicie: „biedni uchodźcy”, „biedni ludzie”, jakby was to nie dotyczyło – mówi Leyla, Czeczenka, która mieszka w Polsce już prawie 20 lat. – A najważniejsze jest, żeby zrozumieć, że każdy może być na miejscu osób, które koczują teraz na granicy. Historia się powtarza, a my nic się od niej nie uczymy.

Artykuł z numeru

Uchodźców w dom przyjąć

Czytaj także

Dominika Kozłowska

Bliźni na granicy

Leyla mieszka na warszawskiej Pradze, w  bardzo starej i  zaniedbanej kamienicy, w mieszkaniu, którego podłoga ugina się pod ciężarem stóp nawet najmłodszego synka. Ten ma osiem lat i sześcioro rodzeństwa. Większość z nich już nie mieszka z Leylą, dorosły. Została z nią jedna z córek, która niedawno urodziła córeczkę, więc Leyla w wieku 49 lat została babcią. Pamięta, kiedy trzymała tę właśnie córkę w ramionach w opuszczonym autobusie na skraju drogi nieopodal Groznego podczas rosyjskiego ostrzału. Jedyne, czego wtedy chciała, to życia dla niej, bezpiecznego i spokojnego. Udało się znaleźć to w Polsce, choć nie było łatwo. To były czasy, kiedy wojna czeczeńsko-rosyjska rozbudziła empatię Polaków wobec uchodźców uciekających przed Rosjanami. Dziesięć lat po Okrągłym Stole i wycofaniu wojsk radzieckich z Polski wciąż jeszcze żyła w Polakach niechęć do wschodniego sąsiada. Dlatego kiedy żołnierze rosyjscy najechali na Czeczenię w imię wiary, że ta ziemia należy do nich, Polacy z wieloletnią pamięcią podobnych wydarzeń stanęli po stronie słabszych.

Leyla, chory mąż i jej piątka wówczas dzieci wjechali do Polski bez problemów. Te zaczęły się dopiero w ośrodku dla uchodźców, w którym zamieszkali wspólnie z kilkunastoma innymi osobami.

– Pamiętam, że po ścianach spływał pot nas wszystkich. Był weekend i nikt nie chciał mi dać szmaty i wody, żeby choć trochę zetrzeć tę wilgoć, która kleiła się nawet do podłogi. Śmierdziało tak, że trudno było powstrzymać wymioty.

Potem było trochę lepiej. Dostali własny pokój, w  którym ledwo się mieścili, ale przynajmniej byli w nim tylko oni, nikogo obcego. Później Leyla ukończyła wszystkie możliwe i dostępne w ośrodku kursy, w tym języka polskiego.

Musisz go znać, jeśli w ogóle myślisz o tym, żeby w tym kraju pracować. Samo to, że jesteś obcokrajowcem, już nie pomaga, a kiedy nie znasz języka, to po prostu nie ma jak się porozumieć. Pracodawca zawsze wybierze kogoś, z kim może się dogadać.

Kiedy w końcu mogli opuścić ośrodek dla uchodźców, nie wiedzieli, dokąd się udać. Nikt nie dał im żadnej wskazówki. Stali przed otwartą, pokrytą śniegiem polną otwartą drogą, która dawała wolność, ale też lęk przed tym, co nieznane. Robiło się ciemno, kiedy Leyla zadzwoniła do znajomej mieszkającej w Lublinie.

– Przyjedźcie tutaj, coś wam znajdę.

Znaleźli mieszkanie w budynku, w którym nie było ani ogrzewania, ani bieżącej wody. Zimno ledwo dało się wytrzymać. Żeby się ogrzać, szli na spacer i pili gorącą herbatę. Kiedy pewnej nocy ktoś mało nie rozłupał na pół drzwi, pomyśleli, że to pomyłka. Do momentu, w którym ten ktoś nie zażądał dodatkowych pieniędzy za już opłacone mieszkanie. Godzina trzecia nad ranem, a oni ledwo mogli się połapać, o co chodzi człowiekowi, który był tak pijany, że z jego ust wychodził tylko bełkot. Policja zamiast zatrzymać jego, zatrzymała na cały następny dzień Leylę wraz z mężem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się