fbpx
Małgorzata Nocuń marzec 2020

Czego oczy nie widzą

Stasia Budzisz w posłowiu wyjaśnia, dlaczego napisała książkę Pokazucha. Na gruzińskich zasadach. „Z dwóch powodów: trochę na przekór i trochę ze złości. Na przekór, bo z jakiejś przyczyny rzadko staramy się zajrzeć za gruzińską fasadę i sprawdzić, co dzieje się za drzwiami pięknie przedstawianej bajki”.

Artykuł z numeru

Jak mówi prawica?

Jak mówi prawica?

Od kilku lat Gruzja jest popularnym kierunkiem podróży wybieranym przez Polaków. Wyjeżdżają nad Morze Czarne, w gruzińskie góry, zwiedzają Tbilisi. Wracają urzeczeni. Przyroda wydaje im się jeszcze niezniszczona, góry niezaśmiecone, dzikie. Batumi jest na pewno już komercyjne, ale wciąż inne niż polskie kurorty, nadal piękne, no i Tbilisi – zjawiskowe kaukaskie miasto. Wzniesienia, stare cerkwie, odremontowane fasady domów z charakterystycznymi balkonami. Dużo komercji: restauracje, puby. Po przyjeździe do Polski słyszymy: „Gruzini są tacy gościnni”, „szczerzy”, „dobrzy”, „prawdziwi” – ten argument o prawdziwości mieszkańców Kaukazu słyszałam często. Wydaje nam się, że tam nikt nie zakłada maski, mówi to, co myśli i czuje. Dla turystów, którzy w Gruzji spędzili tydzień, książka Budzisz to bluźnierstwo. Przekreśli cały zachwyt, zedrze ze wspomnień lukier, wytrze puder.

Autorka osiągnęła cel, który sobie postawiła – udało jej się wejrzeć za gruzińską fasadę. Podróżowała do tego kraju wielokrotnie, spędziła w nim wiele miesięcy, prowadziła badania. Na książkę składają się refleksje i wspomnienia Budzisz oraz rozmowy z Gruzinami. Co bardzo ważne, wnioski podparte są badaniami socjologicznymi prowadzonymi przez niezależne instytucje. Budzisz pisze o gruzińskiej rodzinie (szczególną uwagę poświęca kobiecie), przemocy seksualnej, przemianach politycznych, tradycjach, osobach niepełnosprawnych funkcjonujących w tamtejszym społeczeństwie.

„O Gruzinach mówi się, że są otwarci. To nieprawda, jesteśmy zamkniętym narodem i pokazujemy tylko to, co chcemy. Za fasadę wpuszczamy rzadko. (…) Nie ugościć to wstyd, ale brać na zeszyt w sklepie to już nie. Chcemy, by nas szanowano, i wydaje nam się, że na szacunek zasługujemy wtedy, kiedy mamy pieniądze” – mówi jeden z bohaterów książki.

Gruzińska rodzina, którą w Polsce tak często się zachwycamy, jest nie tylko do szpiku kości patriarchalna, bywa oparta na przemocy. Po ślubie żona wprowadza się do domu męża. To najczęściej dom wielopokoleniowy, mieszka z jego rodzicami. Usługuje wszystkim: teściom, mężowi, dzieciom. Sprząta, gotuje, pierze (często ręcznie). Mężczyzna się tym pracom co najwyżej przygląda. Kobieta nie ma prawa do własnego życia. Nie powinna się sama „szlajać po ulicy”, bo to nie przystoi. Mężowi (który regularnie uprawia przygodny seks) może przeszkadzać nawet prowadzenie przez żonę konta na Facebooku. „To nie przystoi”. Budzisz pisze o Gruzinach, którzy jako dojrzali mężczyźni są zwyczajnymi kalekami. Tak, słowo „kaleka” jest tu na miejscu. Życie zmusiło ich do opuszczenia rodzinnego domu, a oni nie potrafią: kupić sobie pieczywa, usmażyć jajecznicy czy nalać płynu do pralki. Przerażają ich najprostsze domowe czynności. W rodzinnym domu zostali bowiem „wykastrowani” przez nadopiekuńcze matki i babcie. Opowieści kobiet i mężczyzn przytaczane przez Budzisz głęboko poruszają. Tu każdy jest ofiarą – kobiety częściej, ale także mężczyźni będący dorosłymi dziećmi.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się