fbpx
fot. Sophie Bassouls / Sygma / Getty
Paweł Jasnowski kwiecień 2022

Annie Ernaux. Ślady, zdjęcia, plamy

Ernaux wpatruje się w siebie po to jedynie, aby odnaleźć świat, pamięć i wyobrażenie minionych dni, by pochwycić „znaki epoki”, wymianę idei, opinii i wrażliwości.

Artykuł z numeru

Neuronauka i neurobzdury

Czytaj także

Michał Choiński

Nazywanie rzeczy po imieniu

Kiedy jesienią 2021 r. Ernaux ogłoszono faworytką do literackiego Nobla, w Polsce wieść tę można było przyjąć ze wzruszeniem ramion. Istniał co prawda przekład Miejsca (Iwony Badowskiej), za które pisarka otrzymała Nagrodę Renaudot, jednak jej nazwisko szybko zostało zapomniane (choć wątpliwe, by w ogóle zdążyło się zapisać gdziekolwiek). Powróciła (nie w pełni) za sprawą książek Didiera Eribona i Édouarda Louisa – w dokonywanej przez nich etnografii uczucia wstydu. Obaj Francuzi ani przez moment nie kryli długu, który zaciągnęli wobec jej Miejsca, Une femmeLa Honte. Nagle stało się jasne, że pisać (a także myśleć) o klasowym wstydzie (co jest – według Isabelle Rüf – najlepszym sposobem na uniknięcie tej symbolicznej gilotyny) bez Ernaux się nie da. Pisarka stała się polszczyźnie pilnie potrzebna.

Annie Ernaux między literaturą, socjologią i historią

Opublikowanie na początek książki Lata (wyd. oryg. 2008) – La Place, Une Femme i L’Autre Fille ukażą się za rok w jednym tomie – może czytelnika nieco zmylić. Lata nie przypominają bowiem jej innych mikropowieści. Nie dają (w pełni) wglądu w jej styl, jej ècriture plate – płaskiego pisania. Co więcej, Ernaux skonstruowała je – zaskakująco – w bezosobowym trybie, rezygnując ze stałej jej „powieści”, z „ja”, przy którym warto się zatrzymać.

Wybór formy pierwszoosobowej w  debiucie (Les Armoires vides, 1974) nie był oczywisty – pisarka rzuciła po prostu monetą. Kiedy jednak użyła takiej narracji po raz pierwszy, zdała sobie sprawę, że nie ma odwrotu. W Les Armoires vides „ja” miało jeszcze swoje imię, choć Denise Lesur nie była postacią zmyśloną. Ernaux nie zamierzała wtedy odsłonić całej przeszłości, lecz tylko jeden jej wymiar: przejście ze świata robotniczego (z którego pochodziła) do świata prawomocnej kultury (w którym jako nauczycielka znalazła się jedną nogą). Sięgnęła zrazu po maskę fikcji, bo to ona – wtedy, w latach 70. – ucieleśniała w jej oczach literaturę. Zrobiła to także dlatego, że usuwała ona wewnętrzną cenzurę. Pozwalała „przekroczyć wszelkie granice i w brutalny i szyderczy sposób ujawnić to, co niewypowiedziane na temat rodziny, seksu i szkoły”. Napisawszy Ce qu’ils disent ou rien (1977) i La Femme gelée (1981), Ernaux całkiem porzuciła tę maskę, chcąc ziścić zamysł napisania o ojcu. W Miejscu, pierwszej odsłonie trylogii rodzinnej, nic innego niż prawdziwe „ja” nie było możliwe, powieść – powiedziała później – byłaby formą ostatecznej zdrady („zdradą życia w literaturze”). Pisarka będzie chciała pozostać „au-dessous de la littérature”, poniżej literatury, w pisaniu płaskim, takim, jakie nie wytwarza dystynkcji, nie zdradza klasy, z której się pochodzi, i nie służy dominacji. Takim, jakie ucieka przed wszelkimi formami kodowania sensu, deterytorializując język francuskiej elity i władzy. „Jedynym uczciwym sposobem przywołania życia, pozornie nieistotnego życia mojego ojca, a także sposobem uniknięcia zdrady (klasy społecznej, z której pochodziłam i którą miałam właśnie opisać) było odtworzenie prawdy jego czasów i tej klasy społecznej poprzez odwołanie się do dokładnych faktów, zasłyszanych słów, wartości tamtej epoki” – czytamy w eseju Vers un „je” transpersonnel.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się