fbpx
fot. z archiwum autorki
Mira Marcinów lipiec-sierpień 2020

Martwe notatki

W Stacji: Literatura prezentujemy „Martwe notatki. Albo fragmenty odrzucone »Bezmatka«”. Tekst do przeczytania w papierowym wydaniu miesięcznika „Znak”.

Artykuł z numeru

Przystanek: miasto

Przystanek: miasto

Mira Marcinów w miesięczniku odpowiada na pytania z krótkiego kwestionariusza:

Czego szukasz w literaturze?

Tego samego, czego szukam w tańcu. Kiedy tańczę, chcę transu, ekscytacji, szczerych odczuć, czasem bólu, czasem przyjemności i najlepiej, żeby mnie jeszcze olśniło.

 

W jaki sposób pracujesz?

Piszę z dziećmi, przy dzieciach, na dzieciach, podczas karmienia, w fazie REM i w trybie samolotowym. Piszę wyłącznie na telefonie. Nie piszę dużo. Żadnej habilitacji tak nie napisałam. Tylko krótkie książki, małe formy, artykuły na 5 tys. znaków. Piszę i mam świat poza dziećmi. Bo mam, parafrazując wiadomą, swój „własny telefon”. Od kiedy tak pracuję, zmienił się mój styl. Mówię krócej, piszę krócej. W ten sposób zwalczyłam swoje barokowe skłonności. Gdy tekst jest prawie gotowy, przesyłam go na laptopa. I czyszczę, kasuję, bardzo dużo kasuję. Potem drukuję. Tnę. Wycinam. Przestawiam. W tym czasie dzieci robią podobne rzeczy: kolorowanki, wycinanki. To taka moja mechanika pisania. Fizjologia pisania to całkiem inny temat.

Co najchętniej czytasz?

To, co aktualnie mnie dotyczy lub dotyka. Jestem czytelniczką tematyczną. Żarłoczną i obsesyjną. Gdy urodziłam pierwsze dziecko, czytałam niemal wyłącznie książki o tematyce macierzyńskiej. Przede wszystkim prozę. Czytam trochę tak, jakbym przygotowywała rozprawę na niemożliwy temat, typu: „Macierzyństwo od starożytności do współczesności”. Czasem z tego bzika wyrwie mnie jakiś autor, częściej autorka, i wtedy czytam tropem autorskim. Ze współczesnych, „modnych” pisarzy pochłaniam: Elenę Ferrante oraz Michela Houellebecqa. A z polskich książek zwykle już w dniu premiery kupuję to, co wydadzą Dorota Masłowska i Marek Bieńczyk. W końcu moim

tajnym ulubionym gatunkiem literackim jest „list od chorego”. Właśnie czytam listy XIX-wiecznych pacjentek histerycznych z rodzimych szpitali psychiatrycznych, bo wciąż mam nadzieję, że napiszę drugi tom Historii polskiego

szaleństwa poświęcony histerii. Obecnie moim tematem jest bohaterka histeryczna. Przeszłam już tym kluczem przez literaturę matkośmiertną, melancholijną, ślubną, nowojorską i żałobną.

Jaką funkcję może współcześnie spełniać / spełnia literatura?

Odpowiadam na to pytanie w czasie pandemii, więc pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to eskapistyczna funkcja literatury. Gdy rzeczywistość staje się nie do zniesienia, możemy od niej uciec dzięki literaturze. Jednak niektórzy właśnie teraz chcą czytać o zarazie, dla nich literatura pozwala na konfrontację, jest próbą zrozumienia trudnej rzeczywistości. Zdecydowanie wybieram konfrontacyjne uprawianie literatury.

 

A oto fragment „Martwych notatek”:

O tym, jak się matce umarło, wiedziało zaledwie kilka osób. Człowiek żyje, robi swoje, a potem umrze na coś i to coś określa całe jego życie. Na Wikipedii jest nawet taka rubryka: „przyczyna zgonu”. I tak Harry Houdini to „jeden z najsłynniejszych iluzjonistów, specjalistów od ucieczek i pokazów akrobacji wszech czasów. Data śmierci: 31 października 1926. Przyczyna zgonu: zapalenie otrzewnej”. A jej się umarło na raka płuc. O ile to lepiej niż na raka jakiegoś niegodnego narządu. Ale i o ile gorzej. Pisała o tym Susan Sontag w Chorobie jako metaforze. Pisała o gruźlicy i raku płuc. Ludzie myślą, że trzeba mieć odpowiedni charakter, a właściwie charakterek, żeby umrzeć na płuca.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się