fbpx
Mira Marcinów, Bartłomiej Dobroczyński luty 2016

O wstydzie monologi bezwstydne

Przekroczenie pewnej granicy wstydu prowadzi do cyfrowego ekshibicjonizm (digital exhibitionism), paradoksalnie, piętnowanego. Mamy się wstydzić tego, że się nie wstydzimy. Ale i przeciwnie, mamy się wstydzić tego, że się wstydzimy. Wstyd jest na pokaz. Wydaje się bardziej powierzchowny niż poczucie winy, mniej zaawansowany. Wiąże się z lękiem przed tym, co ludzie powiedzą, przed zhańbieniem, ujmą na honorze lub złą reputacją.

Artykuł z numeru

Jak Ci nie wstyd?

Jak Ci nie wstyd?

Mira Marcinów: Zanim opowiemy sobie o tym nowoczesnym (bez)wstydzie, chciałam zacząć od dwóch interesujących obszarów, na których bezwzględnie zaatakuję wstyd. Chodzi o pewien model twórczości literackiej oraz o swoistą wizję kobiecości. Po pierwsze, bronię „bezwstydnego” pisarstwa, takiego jak u Thomasa Bernharda, który przyznał w „Autobiografiach”, że gdyby odczuwał choćby najmniejszy wstyd, nie mógłby w ogóle pisać, pisze tylko absolutny bezwstydnik, jedynie wtedy jest autentyczny. Mamy też polski głos w tej sprawie: „Książki warto pisać tylko wtedy, jeśli przekroczy się ostatnią granicę wstydu” – stwierdził Marek Hłasko w „Pięknych dwudziestoletnich”. Do mnie właśnie taka wizja bezwstydu jako katalizatora zachowań twórczych trafia. Nie trzeba nawet sięgać po przykłady z psychologii twórczości. Po drugie, to wszystko, o czym będziemy mówili, poruszając temat wstydu w dobie Internetu, dotyczy rozbieżności pomiędzy „ja” idealnym a „ja” aktualnym, a zatem przedmiotem wstydu są pewne cechy psychiczne. Co jednak ze wstydem tak często wiązanym ze sferą cielesną? Powiedziałabym, że możemy przyjąć pewien dualizm psychofizyczny, jeśli chodzi o przedmiot wstydu. Slavoj Žižek zauważył, że czujemy wstyd, gdy musimy stawić czoła wybrykom („excess”) naszego ciała. Dla niego przedstawienie wstydu w najczystszej postaci odnajdujemy w scenie ze „Świateł wielkiego miasta”. Tam Chaplin połyka gwizdek i dostaje czkawki, w wyniku czego z głębi jego ciała wydobywa się komiczne fiuczenie. Według mnie czystą sceną wstydu jest incydent z „Nieznośnej lekkości bytu” Kundery, kiedy Teresie, po raz pierwszy przekraczającej próg mieszkania Tomasza, głośno burczy w brzuchu. Na taki wstyd, którego obiektem jest cielesność, z pewnością znajduje się miejsce współcześnie. Nie oznacza to natomiast, że musimy przystać na wyłaniającą się z tego obrazka wizję wstydliwej kobiety. Cielesność nie implikuje tu erotyki rozumianej za Audrey Lorde jako kobieca siła życiowa. Przeciwnie, wstyd zdaje się niszczyć tak rozumiany eros. Nie widzę dla siebie jako kobiety żadnej pozytywnej strony nostalgii za niewiastą wstydliwą, tęsknoty za tą, która w reakcji na męskie spojrzenia spuszcza wzrok i się rumieni. Kazimierz Przerwa-Tetmajer mógł pisać: „I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania przyznać, że czuje rozkosz”, ale dzisiejsze utyskiwanie na kobiety bezwstydne odbieram jako narzędzie dyscyplinujące, jako anachronizm.

 

Bartłomiej Dobroczyński: Obydwoje więc pytamy, czy współcześnie jeszcze mówić o tak staromodnym pojęciu jak wstyd. Z jednej strony wydaje się, że jest on fenomenem znajdującym się niejako w zaniku, gdyż zdolność do wstydzenia się wymaga nie tylko pewnego poziomu refleksji i dojrzałości etycznej, ale także uznania prawa do intymności własnej i innych ludzi. Zaś już w latach 50. Karl Jaspers skarżył się na rozprzestrzeniający się jego zdaniem w naszej kulturze „bezwstyd duchowy”, nadmiernie rozbudzoną ciekawość, a wręcz wścibstwo w odniesieniu do różnych sfer życia naszych bliźnich, także sfer obyczajowych, intymnych i moralnych. Co zatem powiedziałby w epoce nowych mediów i portali społecznościowych, w czasach wszechobecnego wręcz ekshibicjonizmu, kiedy to postaci publiczne, ludzie kultury i celebryci, ale także zwykli obywatele prześcigają się wręcz w eksponowaniu i udostępnianiu innym takich obszarów życia, które dawniej były uznawane za zdecydowanie prywatne i nie na pokaz? Zainteresowanie seksualnością i innymi „pikantnymi” szczegółami funkcjonowania przedstawicieli tego samego gatunku nie jest domeną wyłącznie ludzką, odnotowujemy ją także u szympansów, pawianów czy w ogóle u zwierząt stadnych. Jednak dzisiaj w społecznościach zachodnich przybrało ono formy wręcz monstrualne. O tabloidyzacji można mówić nie tylko w odniesieniu do mediów, lecz także w kontekście tzw. życia codziennego. Coraz bardziej interesujemy się bowiem sytuacjami, w których inni zostają przyłapani w różnych ekstremalnych sytuacjach emocjonalnych (im bardziej zawstydzających, tym lepiej), zaś media równie bezwstydnie na tym naszym zainteresowaniu żerują. Wiemy też, że nic się tak dobrze nie sprzedaje jak np. filmik, na którym możemy zobaczyć znanego twórcę i polityka, gdy jest oszołomiony alkoholem lub narkotykami, przebrany za kobietę, a do tego zachowuje się niezbornie lub agresywnie i wygaduje bzdury. Z drugiej strony zaś, mam wrażenie, że ten swoisty medialny i internetowy „bezwstyd” staje się coraz doskonalszym narzędziem do generowania lęku przed znalezieniem się samemu w podobnych sytuacjach, a często do jeszcze większego zawstydzania i upokarzania innych. Nie trzeba wiele szukać w Internecie, żeby znaleźć tytuły w rodzaju: „Barca upokorzyła Real”, „Wpadka modowa Jenifer Lopez – co za wstyd”, „Wielka kompromitacja polityka” – i wiele innych, tym podobnych. Na nieco głębszym, choć nadal żenująco prymitywnym, poziomie opatruje się epitetem „wstydliwe” czy też „obciachowe” np. czyjeś gusty modowe, literackie, muzyczne. Niestety, w świecie kapitalistycznych wartości wstydliwe jest także nazbyt często to, że nas na coś nie stać, że nie możemy sobie na coś pozwolić: na atrakcyjne wakacje, najnowszy model laptopa czy smartfona modnej firmy, markowe ubranie, torebki czy buty. Zaryzykowałbym wręcz twierdzenie, że wstydzimy się i czujemy się upokorzeni coraz częściej, podobnie jak chętnie zawstydzamy i upokarzamy innych, choć kontekst i powody zmieniają się wraz z modami i obyczajami. Odnoszę natomiast wrażenie, że jednocześnie coraz częściej nie wstydzimy się tego, czego zdecydowanie powinniśmy się wstydzić. Co o tym sądzisz? 

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się