fbpx
il. Patrycja Podkościelny
Angelika Kuźniak maj 2017

Król

Michał często podróżuje. Któregoś razu w pociągu robił wycinki ze starych gazet, żeby do domu przynieść już tylko to, co należy schować w kartonach. Czasem (zawsze pytając o pozwolenie) spisuje tytuły książek, które czyta inny pasażer.

Artykuł z numeru

W sieci uzależnień

W sieci uzależnień

Ten antykwariat był podobno niezwykły. Podobno, bo choć mieszkałam w Toruniu prawie rok, nigdy tam nie trafiłam. Dziś nie jestem już nawet pewna, przy jakiej mieścił się ulicy. Podmurnej? Może. Prowadziły do niego drewniane drzwi, strome schodki, w środku panował półmrok. Mówiło się, że pan antykwariusz zawsze gotował herbatę w czerwonym imbryku. A kiedy szukało się książki, nie trzeba było znać tytułu, bo on bez niego szybko wdrapywał się na półki lub klękał na podłodze albo pełzał i zawsze znalazł.

Tego antykwariatu już nie ma.

Jest za to inny. W Gdańsku. Do niego trafiłam przez Glenna Goulda. Jego wykonania fug J.S. Bacha nie da się pomylić z żadnym innym. Z wnętrza antykwariatu dobiegała głośna muzyka. Weszłam, chciałam zagadać, ale właściciel przyłożył palec do ust i powiedział: „Teraz niech pani posłucha”. Dzięki niemu wiem, że na pokładzie sond kosmicznych Voyager I i II, które wystrzelono pod koniec 1977 r., znajdowały się m.in. nagrania odgłosów Ziemi: hałasy, przemówienia dygnitarzy, życzenia w różnych językach, śpiew wielorybów oraz – co szczególnie podkreślał – nagranie Preludium i Fugi C-dur z drugiej części Das wohltemperierte Klavier J.S. Bacha w wykonaniu Glenna Goulda. Nigdy nic nie kupiłam w antykwariacie we Florencji, bo za każdym razem kiedy podchodziłam do lady, starszy pan mówił: „O, nie, przepraszam, z tą książką trudno mi się rozstać”.

W Gorzowie pani antykwariuszka chodziła z ołówkiem i zbiorem wywiadów Książki i ludzie Barbary Łopieńskiej. Z rozmowy z Pawłem Hertzem, pisarzem i tłumaczem, wynotowała: „(…) wybieram ludzi, do których chodzę, i tych, którzy przychodzą do mnie”. Spodobały jej się też słowa Janusza Tazbira, historyka: „Bo ja potrzebuję wewnętrznej akceptacji i harmonii świata”. U Hanny Krall zainteresowało ją to, że nie chce mieć biblioteki, tylko książki. „Biblioteka jest całością, ma początek, środek i nie ma końca”. Dwadzieścia cztery razy podkreśliła słowo „antykwariat”. Pojawia się m.in. w rozmowie z Marią Janion. Tak naprawdę z rozmowy z panią profesor antykwariuszka wynotowała cały akapit: „A kiedyś jechałam pociągiem na zajęcia do Gdańska i czytając po raz setny z rzędu Grażynę, żeby się przygotować do zajęć, trafiłam na ten cudowny opis: »Dyszała woda spod zielonych pleśni«. Potoczyłam wzrokiem po siedzących w przedziale i resztkami sił powstrzymałam się, żeby nie powiedzieć: proszę państwa, tu jest taki piękny fragment, ja go państwu przeczytam”.

Ten fragment przypomina mi Michała, mojego przyjaciela, dramaturga i najbardziej oczytanego człowieka, jakiego znam. Michał często podróżuje. Któregoś razu w pociągu robił wycinki ze starych gazet, żeby do domu przynieść już tylko to, co należy schować w kartonach. Czasem (zawsze pytając o pozwolenie) spisuje tytuły książek, które czyta inny pasażer. Kiedy czyta sam, dużo kreśli, notuje, zaznacza. Ma do tego specjalne chińskie piórko z czarnym atramentem. Bywa, że podczas lektury wzdycha, śmieje się, a nawet powtarza na głos słowa.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się