fbpx
il. Patrycja Podkościelny
Angelika Kuźniak listopad 2016

Niebo nad

W Polsce: „czarno, czarno, piekielnie czarno”. Taki wpis ukazuje się na fanpage’u poświęconym Zofii Stryjeńskiej. Są tacy, którzy słowo „piekielnie” (to jej słowa z 1934 r.) traktują dosłownie.

Artykuł z numeru

Wpatrzeni w Europę

Wpatrzeni w Europę

Jesień. Początek października.

Wschód słońca: 6:50.

W Indiach od wczoraj lekarze walczą o życie dziewczynki, która urodziła się trzymając serce w prawej dłoni. Serce rozwinęło się na zewnątrz ciała, między szyją a obojczykiem. Dziewczynka urodzona w biednej rodzinie rikszarza umrze, jeżeli szybko nie zostanie poddana operacji.

W Polsce: „czarno, czarno, piekielnie czarno”. Taki wpis ukazuje się na fanpage’u poświęconym Zofii Stryjeńskiej. Są tacy, którzy słowo „piekielnie” (to jej słowa z 1934 r.) traktują dosłownie. Komentują, że czuć siarkę.

W Warszawie, na Starym Mokotowie o siódmej rano starszy mężczyzna na ulicy, przed oknem sąsiadki krzyczał przez 30 minut: „Miłooość, miłooość. Diabli tam miłooość. Kogo dziś stać na miłooość?!”. Sąsiadka nie zareagowała.

O ósmej, z naprzeciwka, tą samą stroną drogi co ja szła kobieta. Szła powoli, lekko przygarbiona. W deszczu złożyła parasol i zupełnie przemokła. Spłoszyła się swoją niezręcznością. Kiedy ją mijałam, nie popatrzyła mi w oczy, ale powiedziała: „Bo ludzie potrafią dziwić się w bardzo okrutny sposób”.

O dziesiątej zadzwonił kurier. Nie ma nikogo w domu, a on stoi z paczką przed bramą. Prośba, żeby zostawił pakunek na wycieraczce przed drzwiami, to ostatnie piętro. Zostawił, tylko że na wycieraczce przed drzwiami wejściowymi do kamienicy.

O czternastej zupa. Gotowała się zbyt szybko.

O piętnastej zgadzam się z Ryszardem Kapuścińskim. Porządkowanie biurka rzeczywiście polega głównie „na zdejmowaniu leżących na nim stosów książek i papierów i układaniu ich na podłodze”.

Nie tylko książki, ale i kartki papieru widać wszędzie. W szufladach, na regałach, w kredensie, pod łóżkiem, w szafie między bielizną. No i na podłodze. Układam to i tamto.

O siedemnastej dzwoni telefon. Ktoś nie może zrozumieć, o co chodzi w końcowej scenie filmu Ostatnia rodzina. „Wszedł chłopak do Beksińskiego, połaził po mieszkaniu i nie wiadomo z jakiego powodu go zadźgał”. Tłumaczę i odsyłam do książek.

Piętnaście minut później zamiast sprzątać, uczę się alfabetu Morse’a. Wystukuję tekst piosenki Mieczysława Fogga Bluzeczka zamszowa. Śpiewała ją ukochanemu Wiesława Śmiechowska, córka Antoniego Pajdaka, kiedy siedzieli w więzieniu na Rakowieckiej, w celach obok siebie.

Wymyślam tytuł książki: Krótka historia o długiej miłości.

Zapalam dwie świece cerkiewne, bez intencji.

Naprawiam stary niciak.

Maluję framugi.

Stroję akordeon.

Biorę do ręki scyzoryk z grawerunkiem na ostrzu. „Nie przyszłam do was po wasze pieniążki, przychodzę żebyście czarnej nocy nie czynili w biały dzień” (słowa Papuszy).

O osiemnastej wyobrażam sobie listy, które Heiner Müller pisał do Zofii Słaboszowskiej, polskiej aktorki. Zakochany, po tym jak zobaczył ją w „Playboyu”, wysyłał w kopertach grzebyki do czesania włosów łonowych. Od rodziny Zofii wiem, że grzebyki istniały.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się