fbpx
il. Patrycja Podkościelny
Angelika Kuźniak marzec 2018

Stuk – stuk, stuk – stuk, stuk

Oko w oko stoję z bólem. Oko w rękę z pustą kartką.

Artykuł z numeru

Spór o Franciszka

Spór o Franciszka

Oko w oko stoję z bólem. Oko w rękę z pustą kartką.

Usiłuję coś napisać. Nie umiem. Tak jak nie potrafię przeczytać żadnej z Twoich książek, odkąd wiem. Co wieczór zaczynam od początku i po kilku stronach zaczynam płakać. Nie ma tam powodów do płaczu, ale jakoś rozłażę się na szwach jak stara sukienka.

Pewnie nie jestem jedyną osobą, która myśli, że odzywała się do Ciebie zbyt rzadko, że to pospieszne rzucone „zdzwonimy się” już nigdy się nie spełni.

Lidko, zła jestem na Ciebie, bo nie o tym, że Ciebie już nie ma, chciałam pisać. Miało być o nokturnach w malarstwie, pewnie nawet chciałam się wymądrzać. Chciałam zacząć od Caravaggia i jego Powołaniu świętego Mateusza z 1599 r. Półmrok, rozświetlony pasmem ukośnego światła – tak to opisują. Miało być o Francisco Goi i jego monumentalnych obrazach, które bez wyjątku są scenami nocnymi. Na przykład te malowane w Domu Głuchego, jego madryckiej posiadłości. Może napisałabym też o Katedrze w Rouen Claude’a Moneta. Albo o którymś z obrazów Whistlera. Pewnie przejrzałabym albumy, poczytała co nieco.

A teraz? Teraz próbuję sobie przypomnieć, jak się poznałyśmy. I nic.

Na pewno ja znałam Cię wcześniej. To z Tobą, dzięki reportażom, wędrowałam taborami, siedziałam przy cygańskim ognisku. To pewnie dzięki Tobie umiałam napisać o Papuszy, łatwiej było ją zrozumieć. Każdy Twój tekst był nagrodą. Nie pamiętam, który przeczytałam jako pierwszy. O Bałutach? Opowieść o Magiku?

Ostatnio Agata Grabowska, autorka wzruszającego reportażu Dzień dziadka. Tadeusz nie mówił od 24 lat, od śmierci żony. Aż poszedł z wnuczką na spacer, napisała na Facebooku do Twojego przyjaciela Wojciecha Tochmana: „A wiesz, że ją  pytałam, jak to ugryźć? Bo jak pytać bohatera, który nie mówi. I powiedziała mi: Ty najpierw idź z nim na spacer. Tylko tyle i aż tyle”.

Mam podobne wspomnienie.

Rok 2006, Hamburg, St. Pauli. Stoję przed drzwiami Sylvina Rubinsteina, przed wojną tancerza warszawskiej Adrii, Żyda. Występował z siostrą Małke, jako Imperio i Dolores. Po jej śmierci mścił się na Niemcach, a po wojnie, „żeby mieć siostrzyczkę blisko siebie”, zaczął tańczyć jako Imperia Dolorita. Kiedy stanęłam przed jego drzwiami w Hamburgu, miał już 92 lata. Żeby wejść, trzeba było zastukać w umówiony sposób. Inaczej nie wpuszczał do środka. Niby drobiazg, ale jak to pukanie opisać? Żaliłam Ci się.

Zapytałaś wtedy: A jak trzeba było stukać?

Jak to jak? Stuk – stuk, stuk – stuk, stuk.

Napisz to, poradziłaś.

„Tylko tyle i aż tyle”.

I już byłam w przedpokoju. Patrzyłam na złote anioły w pokojach Rubinsteina. Menory, chińską porcelanę, ikony, samowary, rzeźbioną Matkę Boską pod ścianą, obraz olejny z tańczącą Cyganką. Wazy, miniaturki, każdy kąt w domu był zastawiony.

Kiedy poprosiłam Cię o dedykację w Twojej książce Farby wodne, napisałaś: „Angelice! To wystarczy za wszystko. Lidka”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się