fbpx
Daniel Lis maj 2015

Roku zerowego nie było

W polskiej literaturze historycznej i literaturze faktu brakowało dotąd pozycji próbujących uchwycić specyfikę przełomowych momentów w dziejach, typu 1492: The Year the World Began czy 1913: A Year Before the Storm. Pierwszym krokiem do wypełnienia tej luki jest 1945. Wojna i pokój Magdaleny Grzebałkowskiej.

Artykuł z numeru

Zwierzę, którym jesteś

Zwierzę, którym jesteś

Jak to jest, gdy się wyciąga szuflady w czyichś komodach, decyduje, że sztućce z inicjałami nieznajomych będą od dziś dotykać naszych ust, wsuwa dłoń między chłodne poszewki kołder, pod którymi jeszcze niedawno ktoś spał, ogląda w szafie płaszcze, halki i suknie, których poprzednia właścicielka nie zdążyła zabrać?” – pyta Magdalena Grzebałkowska w reportażu otwierającym książkę 1945. Wojna i pokój. Pytanie: „Jak to jest?” – sformułowane mniej lub bardziej wprost – pojawia się w tych opowieściach wielokrotnie.

Bo co to właściwie znaczy maszerować dziesiątki kilometrów w mrozie, od którego przykryte pierzynami niemowlęta wychładzają się na śmierć, a ich ciałka trzeba zostawić, by nie wlec dodatkowego balastu? Jak to jest, jechać już – jak Bolesław Drobner, pierwszy powojenny prezydent Wrocławia – do miasta, którym ma się zarządzać, chociaż Festung Breslau ciągle jeszcze się broni? Jak powinna się zachować niemiecka rodzina, żyjąca w swym domu od kilku pokoleń, gdy pewnego dnia w progu zjawiają się nowi gospodarze z Polski? Wiadomo już, że tu zostaną, bo granice właśnie się przesuwają. Odstąpić pokój czy piętro? Poczęstować chlebem? Jak długo odwlekać wyprowadzkę? A ta polska rodzina? Powinna przyjąć chleb? Podobno tutaj, na „dzikim Zachodzie”, Niemcy częstują zatrutym, a na pionierów napadają gestapowcy w kobiecych przebraniach. A ten nowy dom? Remontować, skoro nie wiadomo, czy granice nie zmienią się znowu? Kiedy będzie można poczuć się tu „u siebie”?

Szaber od kuchni

Grzebałkowska, opisując rzeczywistość tamtego czasu – zawieszoną gdzieś między wojną a pokojem, choć niebędącą ani jednym, ani drugim – zawsze przywołuje perspektywę jednostki. Nie zapominając o aspektach historycznych, politycznych czy socjologicznych, próbuje przywrócić znanym wydarzeniom lub zjawiskom bardzo indywidualny, osobisty wymiar. Przypomina, że zawsze stoją za nimi konkretni ludzie, ich twarze i głosy.

Wspomniany szaber został już opisany w polskiej literaturze, nierzadko w sposób budzący kontrowersje (szczególnie ten z obrzeży Zagłady). Wiemy przecież, że barachło, jak nazywa go bohaterka reportażu, było zjawiskiem powszechnym, nie tylko w Polsce i nie tylko w czasie tej wojny i tuż po niej; że jest reakcją na niemal każdy poważniejszy kryzys społeczny, z zamieszkami w państwach demokratycznych włącznie (trudno zapomnieć telewizyjne przekazy z bankrutującej Argentyny w 2001 r. czy choćby z przedmieść Londynu dekadę później). Czy da się na ten temat powiedzieć jeszcze coś nowego?

Reporterka nie wyjaśnia fenomenu szabru w nowy sposób, ale przygląda mu się od kuchni. Wchodzi do opuszczonego domu („dużego, ceglanego, ze stodołą w podwórzu, spichlerzem i ulami w sadzie”) razem z Niusią i jej towarzyszami. Nie bez trudności. Bo „jak zapytać starszą, uprzejmą kobietę, która siedzi na kanapie w swoim pokoju: »Pani Niusiu, czy nie miała pani z tego powodu wyrzutów sumienia?« Czy będę umiała zrozumieć jej odpowiedź, ja, która nie przeżyłam wojny?”. Opowieść prawie 90-letniej dziś kobiety poraża, ale nie – jak przywykliśmy – apokaliptycznymi obrazami plagi szarańczy zalewającej kolejne terytoria. Raczej szczerością, otwartością i precyzją. „Pani pyta, jak to jest wejść do cudzego domu i brać co popadnie? To ja pani powiem, że lepiej jak do skarbca, bo ze skarbca nic nie można brać, a tu się wchodzi i bierze, co chce. Jak w bajce. Firanki wiszą? Bierzesz, jak chcesz. Jak nie chcesz, to nie. I idziesz dalej”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się