fbpx
Ilustracja: Natalia Nosova
Ilustracja: Natalia Nosova
Maria Karpińska Marzec 2024

Tsunami

Jestem tykającą bombą. Moja głowa to tykająca bomba. Mam w głowie tykającą bombę.

Artykuł z numeru

Pokolenie sztucznej inteligencji

Pokolenie sztucznej inteligencji

Jednak pierwszym dźwiękiem, który usłyszałam, nie było tykanie, tylko cichy chlupot, odgłos gotującej się wody w drugim pokoju, na tyle daleko, by go zignorować.

Z czasem chlupot zmienił się w ciurkanie z niezakręconego kranu, a z kolei ciurkanie w wyraźny odgłos wody uderzającej o krawędzie naczynia albo brzeg. Jak w potrząsanej butelce z napojem gazowanym. Kiedy nieruchomiałam i nie myślałam zbyt wiele, odgłos cichł, woda się uspokajała, a ja wyobrażałam sobie, że mam w głowie jezioro o szklanej spokojnej tafli. Żeby jej nie wzburzyć, starałam się myśleć możliwie jak najmniej i nie poruszać głową. Chodziłam miękko, na przygiętych nogach. Jak kobiety w Afryce z dzbanami na głowie, tyle że zamiast dzbana mam po prostu głowę i w niej noszę wodę.

– Pani głowa jest jak balon – powiedziała mi lekarka.

To była stara kobieta, bardzo zmęczona. Miała suchą skórę układającą się w sęki.

Słowo „balon” jest pełne wody. „Balia” i „baniak” też. Słowo „chlupot” oddaje dokładnie to, co słyszę, gdy poruszam głową. Słowo „tsunami” przypomina to, co się stanie, gdy nadejdzie.

W głowie można mieć różne rzeczy. Można mieć pstro, czyli nic, najlepiej jednak mieć coś – i może być to nawet ciecz, ale innego rodzaju, aksamitna w dotyku, taka, jaka zawsze wypływa na wierzch. Najlepiej mieć olej w głowie, bo olej to energia, a nie ma właściwie nic lepszego niż energia. Na pewno nie należy mieć w głowie wody. Wody nie da się przetworzyć na energię, chyba że w głowie ma się jeszcze młyn, lecz to się podobno nie zdarza. Zazwyczaj pacjentki mają pospolite wodogłowie, bez cech młyna, zazwyczaj woda zaczyna się wylewać przez otwory oczne, nieraz także uszne, w najgorszym razie przez otwór jamowo-gębowy, ale to i tak jest lepsze niż tsunami w głowie, skutkujące całkowitym zalaniem tkanek, które zdarza się wtedy, gdy woda nie ma ujścia i powstaje fala uderzeniowa, rozsadzająca głowę od środka.

– Kurek – powiedziała zmęczona pani doktor. – Wszczepimy pani kurek i będzie po sprawie. Będzie sobie pani upuszczała wodę co i raz, żeby ciśnienie nie narastało. Przyzwyczai się pani.

To mnie uspokoiło. Jeśli do czegoś można się przyzwyczaić, to znaczy, że nie jest tak źle. Pokiwałam głową. Wtedy dodała:

– Ale z tej operacji może się pani nie obudzić, trzeba mieć tego świadomość.

W szpitalu codziennie sprawdzają, czy mam świadomość, bo od tego zależy kwalifikacja do zabiegu.

– Mam – zapewniam gorliwie pielęgniarkę. – Mam pełną świadomość – mówię, bo tak mnie nauczono, a nie dlatego, że to prawda. – Tyle że ja mam synka… – dodaję niepewnie, jednak ona nie reaguje. Jest zajęta. Ściąga z łóżka prześcieradło. Jednym ruchem. – Synek jest malutki, ma oczy… i bródkę…

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się