fbpx
Campus novel na ekranie. Katie Holmes i Michael Douglas w filmie "Cudowni chłopcy" (2000) stanowiącej adaptację powieści Michaela Chabona pod tym samym tytułem, opowiadającej o starzejącym się wykładowcy literatury, który zmaga się z kryzysem twórczym i romansem na uniwersytecie fot. BE&W
Campus novel na ekranie. Katie Holmes i Michael Douglas w filmie "Cudowni chłopcy" (2000) stanowiącej adaptację powieści Michaela Chabona pod tym samym tytułem, opowiadającej o starzejącym się wykładowcy literatury, który zmaga się z kryzysem twórczym i romansem na uniwersytecie fot. BE&W
Maria Karpińska maj 2023

Heroizm małych życiorysów

Kampus tworzy idealny fabularny sztafaż, ponieważ jest odzwierciedleniem wszystkiego, co kuleje w każdej zamkniętej wspólnocie.

Artykuł z numeru

Najlepsze miejsce do życia

Przepis na typową campus novel wydaje się prosty. Oto zagubiony, niesforny bohater płci męskiej wiedziony wiarą w ideały decyduje się na życie w zamkniętym systemie, swoistym akwarium o ściśle określonych zasadach i hierarchii. W przypadku powieści Nabokova ów bohater Timofiej Pnin „wjeżdża” w fabułę niewłaściwym pociągiem, spiesząc na odczyt; w przypadku książki Johna Williamsa tytułowy William Stoner w jednej z pierwszych scen odbywa długą podróż na studia linijką ciągniętą mułem, następnie pieszo i furmanką; zaś protagoniści klasyki gatunku, czyli Zamiany Davida Lodge’a, dwaj profesorowie uczestniczący w wymianie międzyuczelnianej, „wlatują” w akcję w mijających się samolotach, konkretnie: Boeingach 707. Dynamiczne pojawienie się głównego bohatera na pierwszych stronach książki kontrastuje z jego trybem życia, którego właśnie mamy być świadkami – trybem osiadłym, o powolnym i powtarzalnym rytmie wyznaczonym przez harmonogram wykładów w świątyni wiedzy i mądrości: na uniwersytecie.

Mały światek

Książki z gatunku campus novel stały się popularne w poł. XX w. głównie w literaturze anglosaskiej, co nie powinno dziwić – to właśnie w tym kręgu kulturowym magia uniwersytetu działa najsilniej. Oxford i Harvard to w końcu synonimy najlepszych uczelni na świecie, o długich, onieśmielających tradycjach. Szczególnie w Stanach Zjednoczonych mitologizacji uległa nie tylko sama instytucja uniwersytetu, ale i szczególny moment w życiu, w którym młodzi ludzie opuszczają gniazdo rodzinne, by udać się na swoją pierwszą samodzielną intelektualną wyprawę. Lata studiów dla korzystających z tego przywileju to czas formacyjny: inny człowiek przechodzi przez próg uniwersytetu, inny zaś z niego wychodzi, by zacząć dorosłe życie. Dla jednych to trampolina do kariery, dla niektórych czas tworzenia się najważniejszych życiowych relacji. Jeszcze inni już zawsze będą wspominać uczelniane mury jako bastiony wolności: intelektualnej, obyczajowej, a także wolności od odpowiedzialności za dorosłe wybory. Jednak akademia będąca dla większości preludium do życia właściwego dla niewielkiej garstki ludzi staje się jedynym możliwym i słusznym życiem – życiem w służbie nauce.

Powieść uniwersytecką cechuje więc nuta nostalgii, tęsknoty za czasem niefrasobliwej młodości, boleśnie zestawionej ze zgoła odmienną, przyziemną rzeczywistością pracy kadry akademickiej. Wpływy zyskuje się tu podczas rautów i bankietów, awans i szacunek zapewniają nie geniusz czy ciężka praca, lecz – przynajmniej według narratora Zamiany – „instynkt zawodowego mordercy”, czyli połączenie sprawnego kumoterstwa z bezwzględnością. Kampus tworzy idealny fabularny sztafaż, ponieważ jest odzwierciedleniem wszystkiego, co kuleje w każdej zamkniętej wspólnocie, ale w dużej skali ulega rozmyciu. W uniwersyteckiej rzeczywistości jak w soczewce można przyjrzeć się nadużywaniu władzy i obyczajowej zaściankowości. Jak każdy zamknięty system z czasem i ten akademicki zaczyna zjadać własny ogon – zasady ustanowione, by chronić członków wspólnoty, przyczyniają się do ich zguby. Paradoksalnie im większa waga jest przywiązywana do tego, by reguły były przejrzyste i sprawiedliwe, a studenci i wykładowcy czuli się na uniwersytecie komfortowo, tym większa hipokryzja wkrada się do uczelnianych gmachów. Nie bez powodu zresztą druga część uniwersyteckiej trylogii Davida Lodge’a nosi tytuł Mały światek, a słowo „uniwersytet” ma ten sam źródłosłów co „uniwersum”. Kampus odzwierciedla funkcjonowanie hermetycznie zamkniętego państwa-miasta działającego na własnych, pozornie równościowych, natomiast w rzeczywistości często z gruntu koteryjnych prawach. Jest także miejscem szczególnie ciekawym i nośnym jako parabola, bo żywo reaguje na zmiany polityczne i atmosferę panującą poza swoimi murami.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się