fbpx
Dezydery Barłowski lipiec-sierpień 2021

Pańszczyźniane kontinuum przemocy

Bicze, kańczugi, szubienice, dyby, blizny, strupy, sińce, krew, pot, łzy, kaźnie, tortury, bicie, przemoc w setkach najrozmaitszych form – tak oto prezentuje się pańszczyzna w optyce Chamstwa, nowej eseistycznej rozprawy Kacpra Pobłockiego.

Artykuł z numeru

Sztuka zachwytu

Czytaj także

z Danielem Rycharskim rozmawia Katarzyna Pawlicka

Potrzeba reprezentacji

z Adamem Leszczyńskim rozmawia Andrzej Brzeziecki

Przemoc po polsku

System, o którym chcielibyśmy zapomnieć – system, który wypieramy od dekad. „Pan” bił, „niewolnik” był bity. Arytmetyka przemocy wyznaczała ramy rzeczywistości, naszej niegdysiejszej rzeczywistości… I choć nie chcemy pamiętać o tej trudnej przeszłości, nie chcemy utożsamiać się z ofiarami „folwarcznego układu”, to ten system nadal gdzieś głęboko w nas tkwi, nadal odciska piętno w naszej zbiorowej świadomości. Jednak faktów nie da się przeinaczyć: w „czasach chłopstwa i szlachty” grubo ponad 90% ludzi zamieszkujących tereny Rzeczypospolitej stanowiły ofiary pańszczyzny, a zaledwie kilka procent to byli oprawcy. Jednak dziś wolimy utożsamiać się z katami i wyzyskiwaczami, tymi możniejszymi i szlachetniej urodzonymi od naszych prawdziwych przodków – chamów, służących, niewolników… Warto więc zapytać: jak to się stało i co z tego wynika?

Ostatnimi czasy fani „historii ludowej” („historii oddolnej”, „historii oporu” czy też „historii insurekcyjnej”) nie mogą narzekać na nieurodzaj w owej dziedzinie. Świeżych, interesujących publikacji dotykających problemów grup marginalizowanych z – nie tak znowu odległych – czasów pańszczyzny mamy dziś naprawdę wiele.

Po długich dekadach wypierania pańszczyźnianej przeszłości nadszedł nareszcie czas na solidną debatę…. Książka Kacpra Pobłockiego może jednak rozszerzyć rzeczoną dyskusję na zupełnie nowe pola. Publikacja ta jest bowiem interesująca nie tylko z punktu widzenia przeciętnego akademika czy humanisty, ale również z punktu widzenia każdego współczesnego Polaka. Co więcej, autor daje się w niej poznać nie tylko jako międzynarodowej klasy naukowiec, ale także jako naprawdę dobry literat. Ponadto mówi też jako antropolog, rzec można – czuły antropolog; czuły zarówno w przestrzeni afektywnej, jak i językowej. I może właśnie tej czułości – czułości w stosunku do własnych upokorzonych przodków – potrzebujemy…

By stać się realną – realnie świadomą – wspólnotą, należy wrócić do tego, co naprawdę wydarzyło się kilkaset lat temu. Niewolnictwo, wyzysk i przemoc towarzyszyły naszej rodzimej cywilizacji właściwie od jej zarania. Historia kultury patriarchatu pisana jest krwią i kolejne jej rozdziały różnią się jedynie obfitością spożytkowanego „atramentu”. Niemniej przejście z ery „niewolnictwa antycznego” w erę „niewolnictwa pańszczyźnianego” miało w sobie pewien patologiczny, traumatyczny „urok”.

Na ziemiach polskich okresem przełomowym okazał się wiek XVI. Wtedy to polska szlachta – dla której utrzymywanie systemu służby niewolniczej w starożytnym stylu przestało się już opłacać – zaczęła wciągać do kieratu folwarcznej pracy pod przymusem dotychczas wolnych chłopów, a więc swoich niegdysiejszych „zwykłych sąsiadów”. Na początku szlachetnie urodzeni zobowiązywali swoich nieszlachetnie urodzonych sąsiadów do darmowej pracy na pańszczyźnianych folwarkach raz w tygodniu, by z czasem zwiększać ten „zakres zobowiązań” nawet do sześciu dni… Rzecz jasna, praca ta nie była wykonywana „po dobroci”. Do niewolniczej harówy chama trzeba było przymusić. Wymyślano zatem rozmaite formy kaźni, tortur i upokorzeń, które miały skutecznie „zachęcić” pańszczyźniaków do pokornej harówki dla swego pana.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się