„Dla Christophera Berlin oznaczał bowiem Chłopców” – stwierdza jasno narrator na pierwszych stronach powieści Christopher i chłopcy w jego typie. „Christopher” to Christopher Isherwood (piszący o sobie – jak to zwykł czynić w swych autobiograficznych narracjach – w trzeciej osobie liczby pojedynczej), zaś „Chłopcy” to jego współplemieńcy, dzięki którym może odkrywać własne „ja”. Warto zauważyć przy tym, że oryginalny tytuł Christopher and His Kind nie mówi wyłącznie o „chłopcach w jego typie”, ale o wszystkich, którzy przynależą do jego „rodzaju”, „plemienia”, orientacji.
Książka, która dopiero dziś – w przekładzie Mariusza Gądka – trafia w ręce polskiego czytelnika, została oryginalnie wydana w roku 1976, a więc pod sam koniec życia Isherwooda (1904–1986). Jej treść po części może być już znana polskiej publiczności. W powieści tej autor wraca bowiem do historii, dzięki którym dostał się do kanonu światowej literatury. Większość akcji Pożegnania z Berlinem, czyli jednego z najpopularniejszych dzieł Isherwooda – które po latach okaże się inspiracją dla wielu utworów teatralnych i filmowych (w tym dla musicalu Kabaret w reżyserii Boba Fosse’a z 1972 r.) – toczy się w tym samym miejscu i czasie co akcja Christophera i chłopców w jego typie. Podobnie sytuacja przedstawia się w przypadku powieści Pan Norris się przesiada oraz drobniejszych utworów, jakie Isherwood publikował w latach 30. XX w. Jednak w wydanej właśnie książce narrator nie tylko przedstawia historie, które zostały już kiedyś opisane, ale nawet cytuje fragmenty rzeczonych tekstów.
Nie powinno więc dziwić, iż po ukazaniu się owej publikacji w latach 70. krytycy zaczęli zastanawiać się nad powodem obrania takiej właśnie strategii artystycznej.
Bo czy jest sens ciągle powracać do tych samych historii? Czy jest sens rozdrapywać stare rany? Czy jest sens stwarzania własnego życia na nowo? I czy jest po co wracać? No i do czego wracać?
Wieczna wojna
I wojna światowa przemieliła umysły Europejczyków niemalże w takim samym stopniu jak ciała poległych żołnierzy na jej bezkresnych frontach. Konflikt zbrojny – jak pisze włoski historyk Enzo Traverso – stał się wtedy „formą uprzemysłowionej eksterminacji, wykraczając daleko poza techniczne i moralne granice, w ramach których sytuowały się snute sto lat wcześniej refleksje Carla von Clausewitza” (tłum. A. Czarnacka). Szacowne państwa – dzięki XIX-wiecznym procesom unaradawiania warstw nieuprzywilejowanych – zyskały miliony nowych „ochotników” do pełnienia funkcji taniego mięsa armatniego i skutecznie nauczyły się korzystać z owych „dobrodziejstw” ery nowoczesności. „Prawdziwą stawką tej gry jest odkrycie nowego, nieznanego świata – obwieszczał Ernst Jünger – odkrycie bardziej destruktywne i brzemienne w skutki niż dobicie do brzegów Ameryki przez białego człowieka. Li tylko z ogromnym wzruszeniem można więc patrzeć na tych, co – wśród połaci chaosu – pochłania hartowanie serc i broni; tych, co omija pokusa ucieczki w beztroskie życie. Uczestniczyć i służyć: oto oczekiwania, jakie stawia przed nami dzisiejsza rzeczywistość”. Tym samym powstaje nowa narodowa ekonomia. La République – Das Kapital – The War. Alokacja zasobów, akumulacja kapitału, inflacja zgonów. Śmierć – która wówczas (w czasach raczkujących nauk medycznych i rodzącej się dopiero idei publicznej ochrony zdrowia) wciąż była bliska – zostaje przeliczona na franki, marki i funty szterlingi (a w rzeczywistości na centymy, fenigi i pensy).