fbpx
Maciej Siembieda fot. Renata Dabrowska
Maciej Siembieda fot. Renata Dabrowska
z Maciejem Siembiedą rozmawia Paulina Wilk wrzesień 2024

Dobrze się bawię

Czasem myślę, że mam z 80 lat, bo w swoim życiu i zawodzie chyba wszystko już widziałem. Ale w pisarskich zabawach czuję się jak dwudziestolatek, ciągle potrafię się podniecić, rzucić w wir.

Artykuł z numeru

Czy zwierzęta domowe są z nami szczęśliwe?

Czytaj także

z Mirą Marcinów rozmawia Paulina Wilk

Ile mogłabym wytańczyć

Andrew Huberman. Ilustracja: Tomasz Majewski

Krzysztof Kornas

Hubermania

Debiut pisarski w wieku 56 lat, natychmiastowe uznanie. Dziewięć bestsellerów, dziesiąty w drodze. Prawa do sfilmowania książek sprzedane. Pasuje do Ciebie łatka „człowiek sukcesu”. Jak Ci z nią?

Wydaje się sprzeczna z moim PESEL-em. Sukces jest dla młodszych. Dla mnie nie był ani drogowskazem, ani celem. Wychowałem się w innej kulturze motywacji. Gdybym miał ująć sprawę po mojemu, to tak – jestem szczęśliwym człowiekiem.

Masz na myśli radość z bycia pisarzem?

Przede wszystkim. Bo piszę z hedonizmu i egoizmu. Zawodowo nie byłem tak szczęśliwy nigdy wcześniej. A przecież dobrze mi było w dziennikarstwie prasowym, przeżyłem mnóstwo przygód, nigdy nie miałem dwóch takich samych dni. To była cudowna praca, ale skończyła się w odpowiednim momencie.

Czyli kiedy?

 Wraz z wartościami: rzetelnością, obiektywizmem, niezależnością. I ze zmianą motywacji do uprawiania zawodu dziennikarza. Lubiłem dawniej śledzić badania odbiorców mediów, regularnie robił je Uniwersytet Warszawski. Pytano w nich ludzi, dlaczego przestają czytać gazety. Przez lata odpowiadali np., że w gazecie nie ma już programu telewizyjnego albo że farba drukarska brudzi ręce. A potem zaczęli podkreślać, że przeszkadza im wasalizm dziennikarzy. Mnie też przeszkadzał. Dyspozycyjność wobec biznesu czy wobec polityki dyskwalifikuje z tego zawodu. Tak mówiła szkoła, w której się wychowałem.

Po latach tworzenia potężnych gazet lokalnych odszedłeś i założyłeś agencję public relations. I nigdy się nie obejrzałeś za siebie?

Nie. Wiedziałem, co robię. Nauczyłem się polować, będąc zwierzyną, bo przez lata sam stanowiłem obiekt zabiegów wszelkiej maści speców od komunikacji. Stąd wiedziałem, jak nie należy robić public relations. Świadomie otworzyłem firmę, która wciąż nieźle prosperuje. I przez cały ten czas psuje rynek.

Bo za uczciwi jesteście?

Nie obiecujemy efektów, nie robimy czarnego PR, dbamy o jakość, uzyskujemy rzetelne i wiarygodne publikacje. Żadnego dziennikarza nie naraziliśmy na zarzut kryptoreklamy. Klienci nie zawsze są zadowoleni. Niektórzy chcieliby sam lukier, jednak ci najmądrzejsi wiedzą, że od nadmiernego lukrowania można się pochorować. Zespół jest mały i nie będzie rósł.

Jest sukces, to dlaczego nie rosnąć?

Nie ma takiej potrzeby. Zespół zarabia dobrze, pracuje wystarczająco. A ja założyłem tę firmę tylko po to, żeby mieć pieniądze na pisanie książek. I się udało.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się