fbpx
Anna Bikont fot. Arkadiusz Stankiewicz/Agencja Wyborcza.pl
Anna Bikont fot. Arkadiusz Stankiewicz/Agencja Wyborcza.pl
z Anną Bikont rozmawia Paulina Wilk czerwiec 2025

Ciągle się dziwię

Nauczyłam się, że człowiek jest zły i że zło zwycięża. Przedtem, zanim zajęłam się świadectwami Zagłady, chyba tak nie uważałam. Teraz myślę, że jesteśmy źli z natury, jako gatunek. Zdarzają się tylko wyjątki.

Artykuł z numeru

Nie jesteś swoją diagnozą

Zacznijmy od końca. W tym roku minęło 80 lat od zakończenia II wojny światowej. Czy ona się naprawdę skończyła, czy wciąż nią żyjemy?

Z mojej perspektywy wojna skończyła się w 1945 r. Przeżywam swoje życie w pokoju i to jest cud, przypadek. Mam poczucie, że mi się bardzo udało. Choć nie wiem, co będzie w niedalekiej przyszłości.

A wojna izraelsko-palestyńska jest odrębną opowieścią od tamtej światowej czy widzi je Pani jak części tej samej rzeki zdarzeń?

Myślę, że ta wojna jest inna, związana z sytuacją na Bliskim Wschodzie. Oczywiście, gdyby Żydzi nie wyjechali do Palestyny, gdyby ich państwo powstało gdzie indziej, może by jej nie było. Ale Palestyna stanowiła dla Żydów miejsce naturalne, w którym żyli od pokoleń i powtarzali sobie: „Przyszłego roku w Jerozolimie!”. I dlatego pojechali tam po Zagładzie, dlatego też byli tam obecni pokolenia wcześniej.

Można się dziwić, że teraz Izraelczycy urządzają Palestyńczykom w Gazie piekło podobne do tego, które ich przodkowie przeszli w Europie.

Cierpienie Palestyńczyków nie jest ani mniej tragiczne, ani mniej smutne, jednak piekło Zagłady to pomysł szczególnej kategorii – polegało na mordowaniu każdego, kto był Żydem, unicestwianiu każdego członka konkretnej społeczności. Taka była reguła Holokaustu. I w tym sensie był to projekt unikalny.

Nie wierzy Pani w pragnienie odwetu i wymierzanie sprawiedliwości transgeneracyjnej?

Myślę, że szukanie takich związków to nadużycie. Podobnie jak nadużyciem jest to, co uważają niektórzy politycy izraelscy – że jeśli Żydzi byli narodem poddanym Zagładzie, to więcej im wolno. Ale mówienie, że nastroje w Izraelu po ataku Hamasu z 7 października 2023 r. to wynik rozbudzenia traumy przechowanej z czasu Holokaustu, wydaje mi się tezą błędną. Już choćby dlatego, że nie wiem, jaki procent ludzi żyjących w Izraelu to potomkowie osób doświadczonych Zagładą, lecz chyba niezbyt wielki. Wystarczy tam przejść ulicą, by usłyszeć inne języki. Najczęściej rosyjski, a rosyjscy Żydzi przeszli traumę II wojny w ZSRR. Widać Żydów z Etiopii, z Jemenu, z innych krajów arabskich, z których zostali brutalnie wyrzuceni z dnia na dzień, bynajmniej nie w czasie Holokaustu. Kilkaset tysięcy takich ludzi znalazło w Izraelu schronienie.

Na ile oni są zestresowani historyczną traumą europejskich Żydów, sprawą odległą, o której uczą się na akademiach? Mają przecież traumę dużo bliższą i własną.

A nawet potomkowie Europejczyków bardziej się przejmują wojną aktualną i tym, że stracili brata czy syna w jednej z poprzednich wojen, które toczył Izrael, niż traumą babci, która ocalała z Zagłady.

Pytam o to, bo dostrzegam intelektualną modę na podkreślanie międzypokoleniowych przekazów traumy. Badania psychologiczne są tu na jeszcze wczesnym etapie, ale to atrakcyjna koncepcja, funkcjonująca także w odniesieniu do całych społeczeństw. Pisał o tym choćby Michał Bilewicz w książce Traumaland. I dlatego ciekawi mnie, czy Pani praca reporterska wskazuje, że Polacy są dziedzicami wojennej historii i przemocy.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się