fbpx
Dominika Słowik fot.Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl
Dominika Słowik fot.Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl
Dominika Słowik październik 2022

Czy tańczyłam na TikToku?

Ile tiktoków obejrzałam w czasie, w którym powinnam była pisać ten tekst?

Artykuł z numeru

Co nam dają algorytmy?

Co nam dają algorytmy?

Czytaj także

Joy Buolamwini fot. Steven Senne / AP / East News

Ewa Drygalska

Jak dyskryminują nowe technologie

Zbyt wiele.

Zainstalowałam TikToka na początku pandemii (jak zresztą wielu millenialsów), kiedy izolacja zamknęła nas w domach, a w mediach przebił się gorący trend: nowe it-medium, platforma, która pochłonęła młodzież.

I rzeczywiście, wydawało się, że pośród użytkowników TikToka w tamtym czasie najwięcej było nastolatków czy osób tuż po dwudziestce.

Jak to zwykle bywa z młodzieżowymi trendami, opowieść o tej nowej platformie zawierającej krótkie wideo (zwane tiktokami) szybko przybrała w mediach formę paternalistycznego uproszczenia, banalizacji, deprecjonowania tworzonego tam contentu (kontent, po polsku najczęściej tłumaczony jako „treści”, to wszystko, co tworzymy w sieci) i wyśmiewania zaangażowania użytkowników. Z tych myślowych skrótowców wyłaniał się obraz aplikacji z bezwartościową treścią, na dodatek niebezpiecznej, bo z głupimi challenge’ami (np. blackout challenge, czyli podduszanie się do granicy utraty przytomności), na której głównie się tańczy – a to tańczenie urosło do rangi symbolu, niemądrego zachowania, antyinteligencji i antymyślenia, co właściwie z perspektywy czasu każe mi się zastanowić nad tym, co komu zawiniła akurat sztuka tańca.

Mam w sobie takie postanowienie, że jako pisarka powinnam być w miarę możliwości na bieżąco z tym, co się dzieje w świecie osób młodszych ode mnie, więc któregoś ponurego późnozimowego dnia, kiedy niewiele wyszło z pisania, jeszcze mniej z czytania, ułożyłam się z telefonem na łóżku, żeby sprawdzić, jak to z tymi tiktokowymi tańcami jest w rzeczywistości.

Cóż. Dwa lata później TikTok jest najczęściej używaną przeze mnie aplikacją, chociaż nie opublikowałam tam nigdy żadnych treści poza okazjonalnymi komentarzami pod oglądanymi wideo, a nazwa mojego konta pozostaje przydzielonym mi losowo anonimowym ciągiem liter i cyfr.

Co ciekawe, TikTok jest zarazem miejscem mojego największego socialmediowego triumfu w całej historii mojej obecności w internecie (która zaczęła się jakie 25 lat temu, w czasach modemu i u zarania Google!). Dostałam tam kiedyś ponad 40 tys. lajków za komentarz, w którym mądrzyłam się, że kot użytkowniczki dziwnie się zachowuje podczas wypróżniania, najprawdopodobniej z powodu zbyt małej kuwety.

Niestety, obawiam się, że nigdy już nie stworzę w sieci nic popularniejszego niż ta krótka impresja na temat preferencji fekalnych u kotów.

Aplikacja zna nas lepiej niż my sami?

Po kilku godzinach od założenia konta na moim fyp („for you page” to główny feed na TikToku, czyli strumień wideo spersonalizowany przez aplikację pod preferencje danego użytkownika) były wyłącznie anglojęzyczne treści o mocno lewicowym wydźwięku, radykalnie feministyczne, wspierające osoby LGBTQ. Oprócz tego pojawiało się dużo zwierząt, głównie (tu, w gruncie rzeczy, brak zaskoczenia) kotów, które przerażająco szybko stały się niemal wyłącznie kotami rudymi i biało-rudymi (takie kolory futerek mają moi współdomownicy). A, i przepisy wege – w tamtym czasie ograniczałam mięso, a parę miesięcy później miałam przejść na dietę w pełni wegetariańską, czego jeszcze jednak nie planowałam (TikTok, jak widać, wiedział lepiej).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się