fbpx
il. Patrycja Podkościelny
Angelika Kuźniak październik 2017

W jak wszystko, czyli alfabet (nie)pełny

Bo ciągle wzrusza mnie to wspomnienie. Nie ma już kina „Piast” w Słubicach. Nie żyje też starsze małżeństwo, które je prowadziło. Przed seansem rozkładało mały piecyk na sali kinowej i piekło jabłka. Żeby zabić zapach stęchlizny.

Artykuł z numeru

Geny. Projektowanie czy loteria?

Geny. Projektowanie czy loteria?

B jak Bruegla Pietera rycina Gniew

Bo – jak głosi niderlandzki napis pod dziełem – „Gniew wykrzywia usta, napełnia goryczą serce, mąci rozum i psuje krew”.

 

C jak Chopina Rondo à la Krakowiak (op. 14)

Bo niby wiejska melodyjka, a jednak „wyniosły utwór orkiestrowy”. Chopin napisał go, gdy miał 18 lat. To Małg. mi go przyniosła. Gdybym bawiła się jeszcze w teatr, wykorzystałabym pierwsze półtorej minuty – tańczylibyśmy w zwolnionym tempie, a potem, podczas refrenu, pełnego synkop, rozmachu, byłaby zmiana scenografii na oczach widzów. Zawsze mnie będzie dziwić ta cisza po ostatniej nucie.

 

H jak Hanekego Michaela Miłość

Bo miłość nie jest jedynym tematem tego filmu. Bo Jean-Louis Trintignant i Emmanuelle Riva. Bo muzyka u Hanekego nie jest smyczą dla widza, nie pompuje napięcia, nie narzuca. (Przy Impromptu Op. 90 No. 3 Schuberta nie odpowiadam na pytania). A dzięki temu, że zakończenie jest znane i wiadomo, że happy endu nie będzie, co innego zaczyna się liczyć.

 

I jak inspicjentka

Bo na premiery nakłada jedwabny karminowy szal. A pół godziny przed nią maluje sobie paznokcie, żeby było elegancko. „To jest czynność, która wymaga absolutnego spokoju” – mówiła w rozmowie z Agnieszką Drotkiewicz. Pani Teresa Krasnodębska pracuje w Teatrze Wielkim Operze Narodowej od 1977 r., na scenie od 1982. Jej pulpit, z którego prowadzi przedstawienie, znajduje się na poziomie zero i przypomina kokpit w kabinie pilota.

 

J jak jabłka

Bo ciągle wzrusza mnie to wspomnienie. Nie ma już kina „Piast” w Słubicach. Nie żyje też starsze małżeństwo, które je prowadziło. Przed seansem rozkładało mały piecyk na sali kinowej i piekło jabłka. Żeby zabić zapach stęchlizny.

 

M jak marynarka

Bo wieszał ją zawsze na krześle w kuchni. Została tam jeszcze długo po jego śmierci. Czasem tylko Maria Bojarska, żona, mówiła coś do niej albo po prostu ją wkładała. „Czułam jakąś jeszcze bliskość fizyczną, czułam, jakby mnie obejmował Tadeusz [Łomnicki] po prostu w tym momencie”, wspominała w reportażu radiowym. Marynarka już nie wisi. Bo zawsze w końcu trzeba posprzątać.

 

N jak Niebo nad Berlinem Wima Wendersa

Bo dwie sceny. Pierwsza, prawie na początku filmu – w kabriolecie siedzą dwa anioły i gadają: o kobiecie, która zmokła na deszczu, o kimś, kto chce skończyć z życiem i przykleja nowiutkie znaczki na swoich listach pożegnalnych, o niewidomej dziewczynie, która po omacku szuka swojego zegarka, bo czuje czyjąś obecność. Druga – to scena w bibliotece. Nie napiszę nic, obroni się sama.

 

S jak spektroskopia XRF

Bo dzięki niej wiemy, że czarne hipnotyzujące oczy „dziewczynki z chryzantemami” z obrazu Olgi Boznańskiej wcale nie są tylko czarne. Zawierają pigment żelazowy, błękit kobaltowy, żółć chromową, biel cynkową i ołowiową. Wiemy też, że jej czerwone usta Boznańska namalowała vermilionem, czerwienią żelazową, naturalnym pigmentem oraz bielą cynkową i ołowiową. A szaro-czarna sukienka, znowu nie jest czarna, to połączenie czerni, błękitu kobaltowego i raz jeszcze dwóch ulubionych bieli.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się