fbpx
Andrzej Brzeziecki czerwiec 2016

Kurdystan frunie że aż miło

Islam Kurdów nie jest agresywny, nie zagraża światu samobójczymi zamachami bombowymi. Wręcz przeciwnie, kurdyjscy peszmergowie są właściwie jedyną dziś siłą, która realnie walczy z tzw. Państwem Islamskim.

Artykuł z numeru

Dlaczego rośliny powinny mieć prawa?

Dlaczego rośliny powinny mieć prawa?

Paweł Smoleński jest klasą sam dla siebie. Jeden z najważniejszych publicystów „Gazety Wyborczej” ma także olbrzymi dorobek jako reporter. Jego książki, czy to o Izraelu, Iraku czy o stosunkach polsko-ukraińskich, są doceniane zarówno przez czytelników, jak i gremia przyznające różnorakie nagrody. Autor Pochowku dla rezuna pisze o wielkiej polityce i zwykłych ludziach. Ma dar zwracania uwagi na sprawy z pozoru drobne, z których tka opowieść o rzeczach wielkich. Czasem historią jednego człowieka, opisem jednego zdarzenia potrafi pokazać więcej, niż gdyby przytaczał liczby, wykresy i wszelkie inne dane statystyczne. Pisze językiem zwięzłym i klarownym. Brak w jego książkach dłużyzn i zbędnych powtórzeń. Jego najnowsza propozycja potwierdza wysoką formę.

Tym razem Smoleński zabiera nas do Kurdów – narodu starego jak świat, ale któremu nieszczególnie się wiodło. Przyszło bowiem Kurdom żyć pod panowaniem innych nacji. Rozdzieleni między Turcję, Irak, Iran i Syrię (a także kraje Kaukazu), starali się zachować własne tradycję i zwyczaje. Niejednokrotnie zrywali się do walki o niepodległość. Zawsze przegrywali. Smoleński trafił jednak do Kurdów w momencie, gdy i dla nich słońce zaczęło świecić trochę jaśniej. W wyniku geopolitycznych zawirowań, gry potężnych imperiów Kurdom na terenie Iraku udało się stworzyć własne państwo. Bardzo niedoskonałe – bez oficjalnych granic i międzynarodowego uznania, ale jednak własne. Autor książki Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie towarzyszył im przy budowie tego państwa podczas swych licznych wypraw do irackiego Kurdystanu.

Ale zanim Kurdowie mogli zająć się urządzaniem się na swej ziemi, musieli przeżyć apokalipsę, jaką zgotował im Saddam Husajn. Mowa oczywiście o użyciu gazów trujących w operacji Al-Anfal. Smoleński opisuje tragedię miasta Halabdża – które nie podniosło się po atakach mimo upływu prawie trzech dekad. „W Halabdży wciąż można doświadczyć skutków gazowego ataku Saddama. Nawet po wielu latach gaz musztardowy i VX, sarin, tabun i jeden Najwyższy wie, co jeszcze, powodują tu zabójcze skutki: modyfikacje DNA, choroby oczu i nagle pojawiające się rany na skórze, które sięgają aż do kości. Deformacje ciał u dzieci, nowotwory, choroby neurologiczne i psychiatryczne, bezpłodność, niezwyczajnie wysoką liczbę poronień oraz zgonów noworodków i niemowląt”.

Husajn mordował Kurdów także w sposób bardziej konwencjonalny. Rozstrzeliwując ich na masową skalę. Zbrodnia ta, choć świat o niej wiedział, nie zostawiła praktycznie świadków po stronie ofiar. Smoleński opisuje los Tejmura, jedynego znanego z imienia i nazwiska chłopca, który przeżył masakrę. „Latem 1988 ustawiono Tejmura nad rowem wykopanym w pustynnym piasku na bezludziu południowego Iraku. Obok stanęła jego siostra, dziesiątki innych dzieci i kobiet. Mężczyzn i starszych chłopców już nie było, gdyż wcześniej przeprowadzono selekcję. Małego Tejmura raniono w nogę. Upadł na stos rozstrzelanych. Spychacz zaczął zasypywać zbiorową mogiłę, choć ciała jeszcze drgały. Tejmur wygrzebał się z piachu, uczepił kolan irackiego żołnierza, błagał o litość. Żołnierz płakał, ale dowódca zrugał go: »Masz wrzucić szczeniaka do grobu i dobić«. Żołnierz kopniakiem uciszył Tejmura, lecz był człowiekiem, więc strzelił obok, po trupach. Nocą, gdy już było po egzekucjach, chłopiec znów rozgarnął piach. Wlókł się przez kilka dni, aż zobaczył łunę ogniska. Stary Beduin nie rozumiał po kurdyjsku. Zdziwił się, skąd na pustyni dziecko górala. Opatrzył Tejmura, odział i nakarmił”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się