fbpx
z Andrzejem Friszke rozmawia Jakub Muchowski maj 2016

Społeczny użytek z historii

We współczesnym patriotyzmie można zaobserwować dużo blichtru, fasadowości i efekciarstwa sprowadzającego przekaz historyczny do prostego odwołania do emocji. Dominacja tradycji powstania warszawskiego i żołnierzy wyklętych to przejaw pragnienia budowania silnych wspólnot „tożsamościowych”, niechęci do procedur i kooperacji z Polakami inaczej myślącymi.

Artykuł z numeru

Rodzice w dobrej odległości

Rodzice w dobrej odległości

Jakub Muchowski: Przeszłość zajmuje ważną pozycję w debatach sfery publicznej. Jaką rolę odgrywają w tych dyskusjach historycy, ludzie profesjonalnie zajmujący się wytwarzaniem naukowej wiedzy o przeszłości, i sama wiedza historyczna?

Andrzej Friszke: To trudny temat. Po pierwsze, nie specjalizuję się w tych zagadnieniach. Interesuje mnie sam przebieg procesu dziejowego, dużo mniej zaś, jak przekaz historyczny krąży w społeczeństwie. Po drugie, uważam, że jesteśmy w okresie przełomowym, nie wiadomo, co się z niego wyłoni. Współcześnie został zakwestionowany tradycyjny sposób obiegu wiedzy o przeszłości. Treści historyczne krążą w sieci bez żadnej weryfikacji, w tym kontroli historyków. Obowiązuje całkowita swoboda budowania narracji i część z nich znacznie odchodzi od treści źródeł, od ustaleń naukowców.

Z tej swobody, która podważa autorytet wiedzy wytwarzanej przez profesjonalnych badaczy, korzystają politycy i związani z nimi dziennikarze, łamiąc autonomię historii. Środowisko naukowe na ogół unikało włączania się w grę polityczną, a jego ważnym postulatem była ochrona wiedzy historycznej przed manipulacją ze strony polityki. Dziś jednak mamy do czynienia z jawnym instrumentalizowaniem historii przez prawicę. Historia staje się częścią konstrukcji ideologicznych, a historycy pozostają wobec tego bezradni.

 

Zawłaszczeniu historii może zapobiegać tworzenie archiwów społecznych, demokratyzacja badania przeszłości i popularyzacji wiedzy historycznej, co stało się możliwe dzięki narzędziom internetowym oraz zaangażowaniu w refleksję nad przeszłością nie tylko profesjonalnych badaczy.

Rozumiem, ale to jest właśnie element kryzysu, o którym mówiłem. Historycy nie posiadają kontroli nad tym, co się upowszechnia, ale też mają różne poglądy polityczne i ideowe, zatem różnie oceniają przeszłość. Zapotrzebowania polityczne jednak często prowadzą do tego, że przekazuje się półprawdy albo nadaje nadmierną wagę drugorzędnym zjawiskom w imię budowania silnego przekazu ideologicznego. Kluczowe dla państwa i narodu wydarzenia spychane są często na dalszy plan, gdyż nie odpowiadają narracji historycznej podporządkowanej określonej postawie politycznej.

Politycy oczywiście od zawsze posługiwali się historią, natomiast historycy powinni bronić jej suwerenności. Aby dziedzina wiedzy była nauką, musi podlegać rygorom ogólnie przyjętej metodologii, zasad wnioskowania, krytyki materiału badawczego. Jeżeli jednak traktuje się historię jako swobodną aktywność polegającą na wybieraniu faktów z przeszłości i łączeniu ich w dowolne narracje, wówczas historia traci rangę nauki.

Wedle zasad nauki nie można przekroczyć określonych granic interpretacji, należy uwzględnić konteksty zdarzeń, inaczej spotkałoby się to z reakcją środowiska. Ale te reguły nie obowiązują w przestrzeni publicznej.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się