fbpx
Ewa Drygalska październik 2017

Incydent zwany światem

Co łączy zamach na Kim Dżong Nama przeprowadzony w telewizyjnej konwencji „mamy Cię!”, burzę z gradem wielkości kurzych jaj i Brexit?

Artykuł z numeru

Geny. Projektowanie czy loteria?

Geny. Projektowanie czy loteria?

Zdarzeniowy, incydentalny charakter tych momentów. O ile nowoczesność charakteryzowało poczucie pewności i stabilności świata, o tyle ponowoczesność utraciła grunt pod nogami, nieustannie zajmując się paranoicznym kalkulowaniem ryzyka. Zamiast pojęcia niepewności jako odpowiedzi na pewność uprzedniej epoki Marek Krajewski proponuje nową kategorię opisującą rzeczywistość – incydentalność. Stała się ona podstawą organizacyjną naszego życia – „zdarzeniowy charakter dzisiejszej rzeczywistości trudno uznać za przypadkowy (…), przeciwnie: krystalizuje się w nim natura współczesnego świata – silnie usieciowionego, zglobalizowanego i mobilnego”. Jeśli niegdyś odczuwaliśmy incydenty jako zewnętrzne wobec wspólnoty, np. w postaci działania żywiołów, dziś globalne zdarzenia odbieramy jako swoje. Lewicowi teoretycy powiedzieliby, że to jeden ze skutków działania kapitalizmu, który kolonizuje wszelkie przestrzenie, pozbawiając nas podziału na wnętrze i zewnętrze.

Socjolog, szukając genezy takiego stanu, wskazuje na niespotykane wcześniej zagęszczenia współzależności i interakcji społecznych. Powtarza wielokrotnie, że to złożoność jest najważniejszą cechą dzisiejszego świata. Od razu jednak ciśnie się na usta pytanie: kiedy obiektywnie nie był lub nie jawił się tak w doświadczeniu go przeżywających?

Pojęcie incydentu ma być nowym narzędziem do opisywania rzeczywistości. Można dostrzec inspirację np. Ulrichem Beckiem, któremu zawdzięczamy koncept społeczeństwa ryzyka, oraz Zygmuntem Baumanem, autorem spopularyzowanego terminu „płynna nowoczesność”. Krajewski też reprezentuje rodzaj wszystko widzącego spojrzenia: „pozostaje nam przyznanie, że współczesny świat jest tak złożony, iż nie potrafimy nie tylko przewidzieć jego przyszłych możliwych stanów, lecz także dokonać prostego opisu obecnych w nim form uspołecznienia i zależności między nimi”.

Coś jednak możemy przewidzieć: automatyzację pracy czy dalszy rozwój sztucznej inteligencji, jeżeli nie dosięgnie nas jakaś katastrofa naturalna. Poznawczo więc dużo ciekawsze niż taki pobieżny i płytki obraz wydaje się pytanie o skutki i konsekwencje uciążliwego pragnienia przewidywania. Interesujące zagadnienia pojawiają się dopiero, gdy sięgniemy po lupę: przeorane i zgoła inne niż u progu nowoczesności struktury mają tendencję do reprodukowania się w nowych warunkach. Na naszych oczach wyrasta ład algorytmiczny, oparty na analityce predyktywnej wielkich zbiorów danych usytuowanej pomiędzy powtarzalnymi wzorcami i anomaliami oraz problem produkcji wiedzy, która wymyka się akademii i ekspertom.

Czytelnik niecierpliwe czeka na nowe pomysły i narzędzia do badania rzeczywistości. Krajewski wskazuje bowiem nieadekwatność języka opisu współczesnych nauk społecznych. Postuluje skupienie się na pomyłkach i zakłóceniach. Zainteresowanie kategoriami błędu i awarii odcisnęły już swoje piętno w estetyce czy teorii – wystarczy przywołać katastrologię Paula Virilo, który powiedziałby dokładnie to, co Krajewski: katastrofy i inne wypadki przy pracy są częścią logiki współczesności. Najważniejszy teoretyk wypadku ogłosił to jednak w 2009 r., a w Polsce ukazało się wiele jego przekładów, dlatego jego nieobecność w eseju nieco dziwi.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się