fbpx
z Kubą Wygnańskim rozmawia Adam Puchejda styczeń 2011

Od zaufania do zaangażowania

Ciągle narzekamy na stan polskiej polityki, mówimy o kryzysie państwa, słabości społeczeństwa. Przez dwadzieścia lat wolności całkiem nieźle radziliśmy sobie z mnożeniem naszego kapitału pracy i pieniędzy, znacznie gorzej – kapitału społecznego współdziałania. Nie ufamy ani sobie, ani państwu. Dlaczego tak się dzieje? Gdzie popełniliśmy błędy? Co możemy zrobić? Te pytania zadajemy sobie i jednemu z najaktywniejszych animatorów życia obywatelskiego w Polsce.

Artykuł z numeru

Kapitał społeczny. Od zaufania do zaangażowania

Kiedy spojrzymy na polską historię ostatniego półwiecza, to najwyższy kapitał społeczny zgromadziliśmy chyba w czasach  PRL-u. Wtedy to – jak poucza nas narodowa mitologia – silne społeczeństwo obywatelskie przeciwstawiło się opresyjnemu państwu. Czy podziela Pan tę interpretację?

Rzeczywiście są tacy, którzy uważają, że społeczeństwa obywatelskie w Polsce swoje najlepsze godziny miało za sobą właśnie gdzieś w okolicach roku 1989 i że później ten społeczny, obywatelski kapitał został roztrwoniony. Mnie się jednak zdaje, że nie możemy rozmawiać o kapitale społecznym w kategoriach straty. Zanim jednak wyjaśnię, co mam na myśli, pozwolę sobie przypomnieć, że kapitał społeczny ma co najmniej trzy wymiary, które moim zdaniem mają charakter, by tak rzec, ortogonalny. Wymiary te łącznie tworzą pewną przestrzeń. Pierwszy z tych wymiarów to tak zwany kapitał wiążący (bounding). To ten, w którym mówimy o zaufaniu, relacjach między osobami względnie do siebie podobnymi, przede wszystkim rodziną i najbliższymi. I ten kapitał społeczny jest w Polsce w istocie dość silny. Drugi wymiar jest chyba najważniejszy z punktu widzenia prowadzonych tu rozważań, chodzi mianowicie o kapitał pomostowy (bridging), odwołujący się do wiary, że ludzie, którzy są od nas rożni albo których po prostu nie znamy, w swoich działaniach i wyborach będą powodowani raczej dobrymi intencjami. To jest właśnie to, co można nazwać uogólnionym zaufaniem, uwspólnionymi normami społecznymi itd. Żeby zamknąć tę triadę, należy wymienić trzeci element, czasami nazywany kapitałem łączącym (linking), czyli wymiar pionowy więzi społecznych, dotyczący tego, jak się ma społeczność do hierarchii, do władzy, do instytucji reprezentacji. Mnie się zdaje, że wszystkie te rodzaje kapitału społecznego mogą się w pewnych sytuacjach wzajemnie substytuować lub kompensować. Można powiedzieć, że w szczególnych warunkach jest trochę tak, jakby łączne zasoby kapitału społecznego były niejako stałe. Innymi słowy, można sobie wyobrazić, że jeżeli ma Pan bardzo duże uogólnione zaufanie do wszystkich naokoło i do instytucji państwa, to Pańskie potrzeby polegania wyłącznie na swoich kuzynach, krewnych i pociotkach są znacznie mniejsze. Jeżeli zaś uważa Pan, że tamten obszar jest, generalnie mówiąc, nieprzewidywalny i wrogi, to bardziej Pan to kompensuje w związkach o charakterze  rodzinnym i koleżeńskim. W takiej sytuacji, napotykając rożnego rodzaju problemy, nie sięga Pan po procedury i instytucje formalne, ale raczej „załatwia” sprawy poprzez osobiste koneksje. Ale tak być nie musi. Wszystkie opisane tu rodzaje kapitału społecznego są potrzebne i trzeba szukać metod, dzięki którym jednocześnie będą się rozwijać, a nie wzajemnie zastępować.

W Polsce rodzinny kapitał społeczny jest dość silny, o czym sam Pan wspomniał, ale czy to właśnie tego rodzaju kapitał nie jest największą przeszkodą na drodze do budowania społecznego – pomostowego według wprowadzonej terminologii – kapitału społeczeństwa obywatelskiego? Takiego kapitału, który pozwoli nam rzeczywiście tworzyć społeczne więzi, zrzeszać się w organizacjach, dbać o dobro wspólne?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się