fbpx
z Dariuszem Gawinem rozmawia Adam Puchejda czerwiec 2011

Kod inteligenta

Można uznać, że tradycja inteligencka jest pewnym kapitałem społecznym, który ma Polska. I osoby, które mówią, że to się powinno skończyć, chcą się wyzbyć czegoś co jest naszym atutem a nie balastem.

Artykuł z numeru

Kreatywna Polska?

Gdy zapytałem, czy ma Pan w ogóle ochotę rozmawiać o polskiej inteligencji, zgodził się Pan bez wahania. Nie wydało się Panu, że to dziś temat drugorzędny?

Nie, w ogóle nie. Bo przecież polska inteligencja to jest coś, co jest typowo polskie i tylko z dotychczasowym kształtem polskości może odejść. To jest tak, jakby mnie Pan zapytał, czy sobie wyobrażam, że katolicyzm w Polsce odejdzie w przeszłość.

Jeszcze dziesięć lat temu, kiedy Pan i Tomasz Merta otwieraliście seminarium poświęcone polskim tradycjom politycznym, seminarium, na które chodzili zarówno Sławomir Sierakowski, jak i Michał Łuczewski, emblematyczne postaci dzisiejszej sceny młodej zaangażowanej inteligencji, odpowiedź na to pytanie nie była chyba tak oczywista?

Rzeczywiście, ponad dziesięć lat temu, a dokładnie w 1998 roku, kiedy rozpoczęliśmy prowadzenie seminarium zatytułowanego „Polskie zmagania z historią”, pojęcie inteligenta nie było w modzie. Ale to wtedy właśnie założyliśmy sobie razem z Tomkiem Mertą, który zginął pod Smoleńskiem, że będziemy czytali ze studentami książki ważne dla polskich inteligentów w ostatnim wieku. Na każde zajęcia czytaliśmy jedną. Raz ja prowadziłem, raz Tomek, na zmianę. Zaczęliśmy od Lalki Prusa, a skończyliśmy na latach 90. Wśród autorów byli Brzozowski, Sienkiewicz, Żeromski, ale i Gombrowicz. Najróżniejsi tego rodzaju autorzy. Myśmy te książki wybrali dlatego, że sami interesowaliśmy się filozofią polityczną i założyliśmy, że polskich inteligentów do myślenia o polityce wychowywali przede wszystkim literaci.

I teraz jest kwestia tamtego czasu. Rzeczywiście temat seminarium wydawał się niektórym zaskakujący. Dzisiaj niektórzy z jego uczestników po latach przyznają, że choć wcześniej nie myśleli o sobie jak o polskich inteligentach, to wtedy właśnie się tego nauczyli. Oczywiście, ciekawe jest to, że chodzili tam ci, którzy są dzisiaj zarówno po lewej, jak i po prawej stronie. Bo na to seminarium uczęszczał i – jak Pan wspomniał – Sławomir Sierakowski razem z Agatą Szczęśniak, czyli dzisiejsza „Krytyka Polityczna”: redaktor naczelny i pierwsza sekretarz redakcji tego pisma. Ale uczęszczał także Michał Łuczewski, dziś „44”, Wojciech Przybylski, obecnie „Res Publica Nowa” i Piotr Kieżun, w tej chwili w „Kulturze Liberalnej”, więc przychodzili tam ludzie wszystkich opcji. I to jest dobry symbol tego, czym są polscy inteligenci – ujmowani jako zjawisko, które występuje i na lewicy, i na prawicy od dobrych stu kilkudziesięciu lat. A gdyby wierzyć Maciejowi Janowskiemu, który jest autorem pierwszej części Dziejów inteligencji, to mamy tu do czynienia z fenomenem, który zaczął powstawać już w XVIII wieku. Jeżeli coś jest tak głęboko zakorzenione w historii i tradycji, to znaczy, że stanowi część długiego trwania.

Czy w związku z tym, kiedy słyszy Pan dzisiaj młodych inteligentów nawołujących do wskrzeszenia inteligencji zaangażowanej, to czuje się Pan choć trochę ojcem tych młodych? Wspomniał Pan, że gdy otwierał seminarium, dyskusja o inteligencji wielu wydawała się przedziwną ideą.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się