fbpx
Halina Bortnowska grudzień 2008

***

Sen – nie sen. Może raczej przedsionek tego dnia, który za chwilę ma się dla mnie zacząć.

Artykuł z numeru

Prawa człowieka. Zawieszone do odwołania?

DZIEŃ NA PRZECIĄGU

Ulica Świętokrzyska biegnie na zachód. Skrzyżowanie z Jasną, która jest typową boczną ulicą, spokojnie zmierzającą ku Filharmonii. Po lewej stronie Świętokrzyskiej dmie rzeźwy przeciąg od Nowego Światu. Szybko też idą ludzie, zwłaszcza ci, co udają się na Marszałkowską. Tu nikt nie spaceruje, wszyscy zdecydowanie dokądś idą. Właściwie prawie biegną, wpatrzeni przed siebie. Nie wyglądają tu żadnego spotkania.

Co za pomysł – żeby w tym miejscu rozstawić kramik „Przeciw karze śmierci”? Racja wyboru: tu na rogu mieści się Przedstawicielstwo Unii Europejskiej, z której krajami obchodzimy ten dzień pamięci o dramatycznym problemie świata. Wielki plakat – czarno biały, poważny, przypomina dzisiejszą datę – 10 października. Czuwamy przy nim w kilka osób, coraz sobie bliższych w miarę, jak trwamy.

Jednak od czasu do czasu z potoku mijających ktoś się odrywa, zbliża się ku nam. Czasem już z daleka steruje w naszą stronę. To są ci, co o święcie i naszej obecności wiedzą, pamiętają, przyszli specjalnie. Miło ich witać, często są to uściski.

Jest też inne zjawisko: ktoś mija, prześlizgując się po nas spojrzeniem. Po kilku krokach zawraca. Nawiązuje kontakt. Takich osób jest jednak na tyle mało, że inicjujemy inne działanie: zaczynamy aktywnie rozdawać rodzaj ulotki – fragment dziennika „Metro” z naszymi materiałami przeciw karze śmierci. Jest tam też wywiad ze mną na ten temat, ale szczęśliwie dominuje nie moje zdjęcie, lecz plakat Rady Europy: czerwona sylwetka człowieka, którą przecinają nożyce.

Ludzie wyciągają ręce po coś, co mogą chwycić nie wstrzymując swego szybkiego marszu. Czasem przez chwilę patrzą na tę przeciętą postać. Staranniej składają gazetę.

            Śmierć kojarzy się z nożycami.

Dość często obserwujemy odruch niechęci do „reklamy”. Zdarza się, że ktoś zmienia kurs, by nie wziąć papieru, który oferujemy. Od czasu do czasu głośno zapewniam nadchodzącą grupę, że to nie reklama, to coś „do myślenia, do czytania…” Pomaga? Może trochę.

W całej tej akcji uczestniczą zaprzyjaźnione osoby, głównie studenci z Warsztatów Dziennikarskich POLIS. Mówię im: „Róbmy to inaczej! Starajcie się uśmiechać do tych zapędzonych ludzi. Oni nie zdążą tego zauważyć, ale podświadomie odbiorą inność atmosfery w tym miejscu”.

Z rzadka, ale zdarzają się dyskutanci, osoby, które nie wiedzą, co o sprawie myśleć, niestety częściej pojawiają się besserwisserzy, usiłujący nas przekonać, że robimy coś, co jest bez sensu. Nie ustępujemy, ale oni też nie! Raczej możemy im dać doświadczenie, może pierwsze w życiu? – że naprawdę ich pogląd nie jest oczywisty i powszechnie na świecie przyjęty. Tu na rogu dwóch warszawskich ulic w lodowatym przeciągu przez cały dzień ktoś się uwija w imię innego przekonania. Więc ono istnieje, kogoś rozgrzewa.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się