fbpx
Halina Bortnowska wrzesień 2010

***

Jak się układają słowa? Skąd się bierze ich porządek? Miejsce w zdaniu, nieodwołalnie to właśnie miejsce albo do wyboru kilka miejsc, w każdym inny tryb przywołania znaczeń, inny nieco efekt, inny pomost ku kolejnej refleksji.

Artykuł z numeru

Poszukiwanie nowoczesnego patriotyzmu

GDZIE ONI SĄ…

Pewna nauczycielka historii – podpisując się jak należy, imieniem i nazwiskiem – rzuciła mi w twarz poważny zarzut: jej zdaniem z jakiegoś mojego tekstu wynika, że nie szanuję człowieka – rozumiem, że chodzi jej o człowieka jako takiego, nie o żadną konkretną osobę.

Sprowokowałam ten zarzut argumentem, że na Wawelu nie umieszczono czegoś, czego wypadałoby się wstydzić: w sarkofagu spoczęły ciała dwojga ludzi.

„Coś”, czego należałoby się wstydzić, to w moim mniemaniu na przykład wątpliwe dzieło sztuki albo fałszywy panegiryk. Ale problem istnieje.

Pani, która do mnie napisała, zgorszyła się tym, że – jak to odczytała – ja uważam, że w trumnie zamykamy „coś”, a przecież to nie coś – nie jakąś rzecz – lecz kogoś, człowieka, staramy się godnie pochować. Niby tak – a jednak niepokoi ten człowiek, osoba w trumnie, w ziemi.

Od dawna myślę nad tym, jak to właściwie jest. Przyglądam się granicy między „ktoś”, a „coś” w świetle własnego doświadczenia towarzyszenia umierającym i coraz częstszego wspominania bliskich ludzi nad ich grobami.

To są ich groby, do nich należą (choć prawnie dysponują tymi miejscami spadkobiercy). Zupełnie naturalne zjawisko – mówi się, że idziemy na cmentarz do nich, aby ich odwiedzić… Mówimy nowym odwiedzającym, mówimy dzieciom, że dziadkowie tu leżą, tu spoczywają, więc tu przynosimy im prezenty – kwiaty i znicze; dzieci układają na grobie krzyżyki i serduszka z kasztanów.

Mówimy tak, poruszając się, jak potrafimy, w domenie rzeczy mglistych (nieprzypadkowo przywołuję tu tytuł tej książki Joanny Tokarskiej-Bakir). Potrzebujemy mgły wokół naszej śmiertelności. We mgle język działa, informuje o faktach, do których wypowiedź się odnosi, lecz zarazem pozwala jakby pomijać inne istotne fakty, o które spyta dziecko: „Babcia tu leży, w dziurze pod ziemią? Jest tam, pod kamienną płytą, na której się dla niej kładzie kwiatki?”.

Obraz, który tylko przejściowo zaciera i łagodzi mgła, trzeba wymienić na inny: „Mała wnuczko, babcia jest w innym świecie, z Panem Bogiem albo po prostu w innym, gdzie jest dobrze. Tam babcia żyje i pamięta o tobie. Na cmentarzu jest tylko jej grób”.

A w grobie? Nie ona, tylko ciało stające się popiołem, ziemią… Grób jest grobem babci, ciało w tym grobie było jej ciałem. Ale to, co w grobie, nie jest teraz tym kimś, kogo pamiętasz, kogo kochałaś i dalej kochasz.

Wytyczając we mgle jakąś ścieżkę, powiem, że grób (a także trumna czy urna) należy do kogoś; temu komuś winni jesteśmy pożegnanie, szacunek i opiekę nad tym, co pozostawił – bo na pewien czas zostało przy nas ciało, mniej lub bardziej takie jak za życia, ciało kochane jako ciało tego kogoś albo jako ten ktoś, bo człowiek człowiekowi jest dany jako żyjące ciało.

A to samo ciało – w ziemi? W umieraniu jest tym człowiekiem, ten człowiek jest ciałem zbliżającym się ku śmierci.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się