W 1989 r. upadł mur berliński, otwierając możliwość zjednoczenia Niemiec w warunkach demokracji. Na upamiętnianiu tej historycznej daty kładą się cieniem wydarzenia 9/10 listopada 1938 r., znane pod eufemistyczną nazwą „noc kryształowa”. W antysemickiej polityce Trzeciej Rzeszy stanowiły one przełom, który zapoczątkował jawny proces unicestwiania niemieckich Żydów; jego stacją końcową był Auschwitz.
Anatomia pogromu
W planach hitlerowskiej Rzeszy nie było konkretnej wizji ani harmonogramu „rozwiązania kwestii żydowskiej”. Pierwsze akty zorganizowanego terroru: bojkot, wykluczanie z zawodu, postępujące ograniczanie dostępu do miejsc publicznych, pozbawianie podstawowych praw i ludzkiej godności, izolowanie w świecie strachu, wszystko to nie odsłaniało jeszcze przed społecznością niemiecką i opinią międzynarodową całego wymiaru ludzkiej tragedii. 1 kwietnia 1933 r. miał miejsce pierwszy „legalny” bojkot sklepów żydowskich. W 1935 r. przyjęte zostały ustawy o obywatelstwie Rzeszy i o ochronie krwi niemieckiej oraz niemieckiej czci, zwane później norymberskimi, prowadzące do biologicznej izolacji Żydów. Po ich ogłoszeniu nazistowski Der Stürmer pisał: „Nienawidzić Żydów jest chrześcijańskim obowiązkiem”, „Kto walczy z Żydami, walczy z diabłem”.
W tle pogromu listopadowego, który stanowił generalną próbę przed „ostatecznym rozwiązaniem” „kwestii żydowskiej”, miały miejsce wydarzenia, które posłużyły Hitlerowi i jego urzędnikom jako pretekst do wydania jawnej wojny światu żydowskiemu. Po dokonaniu Anschlußu Austrii Reinhard Heydrich, szef Służby Bezpieczeństwa wysłał do Wiednia specjalny oddział do „rozpracowania kwestii żydowskiej”. Na porządku dziennym były codzienne ataki na Żydów oraz akty wandalizmu. Od wczesnej jesieni mówiono o „zimnym pogromie”. Polska, m. in. w obawie przed powrotem Żydów, uciekających przed prześladowaniami, wydała 31 marca 1938 r. ustawę o pozbawieniu obywatelstwa, obejmującą rozproszonych po świecie obywateli polskich, którzy nie utrzymywali kontaktu z krajem lub działali na „szkodę Polski”[1].
Nie czekając na realizację polskich decyzji rząd niemiecki postanowił zastosować restrykcje wobec polskich Żydów przebywających na obszarze Rzeszy. 26 października 1938 r. R. Heydrich wydał zakaz pobytu w Niemczech dla Żydów, polskich obywateli.
W ramach Polenaktion w nocy z 27 na 28 października władze policyjne deportowały około 17 tys. Żydów, kierując ich w pobliże przejść granicznych. Wielu z nich imigrowało jeszcze przed I wojną światową, nie znało języka polskiego. Zaskoczeni, wywożeni w nieznane w zapieczętowanych pociągach i „wyładowywani” na obcej im ziemi, niektórzy przebywali do czerwca 1939 r. w Zbąszyniu w niezwykle prymitywnych warunkach. Zostali bezpaństwowcami.
W kilkutysięcznym tłumie polskich Żydów przepędzonych przez zieloną granicę do Zbąszynia znalazła się rodzina krawca Grynszpana, zamieszkała dotąd w Hanowerze. Jego córka Ester Beile poinformowała swego brata Herschela Grynszpana, który uniknął deportacji, gdyż przebywał u stryjostwa w Paryżu, o dramatycznych warunkach, w jakich znalazła się ich rodzina: „Zapewne słyszałeś o naszym wielkim nieszczęściu” pisała Ester. 17 letni Herschel oddał 7 października śmiertelny strzał do sekretarza ambasady niemieckiej w Paryżu Ernsta vom Ratha. Zeznawał później: „Przy lekturze tej kartki poznałem niebezpieczeństwo, w jakim znajdowali się moi rodzice. Zdecydowałem się na akt zemsty i protestu na jakimś przedstawicielu Rzeszy bez zamiaru zabicia jakiejkolwiek osoby, ale chciałem wywołać éclat, który nie mógł być ignorowany przez świat”[2].
Doniesienia o zamachu w Paryżu zbiegły się z obchodami 15 rocznicy zamachu Hitlera. Zgodnie z doroczną tradycją Hitler przemawiał w monachijskiej piwiarni Bürgerbräukeller do „starych bojowników”, a następnie po przemarszu trasą puczystów miało miejsce spotkanie w Sali Starego Ratusza, gdzie zebrali się wszyscy którzy liczyli się we władzach partii. Mimo iż pogrom listopadowy należy do najlepiej udokumentowanych wydarzeń w dziejach Niemiec, przebieg wieczoru 9 listopada i szczegóły wydania decyzji odnośnie akcji antyżydowskiej pozostają ciągle tylko przedmiotem domniemań (Szczegółowa rola przywódców partyjnych w przygotowaniu i przebiegu pogromu była przedmiotem przesłuchań przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze).
Większość świadków jest jednak zgodna, iż to Joseph Goebbels wydał tej samej nocy rozkaz pogromu[3]. Ściśle współpracowali z nim Heinrich Himmler, szef niemieckiej policji i Reichsführer SS oraz szef tajnej policji (gestapo) Heinrich Müller. Lokalne jednostki policji otrzymały poufny rozkaz przekazany przez Heydricha, a podyktowany mu przez Himmlera rozpoczęcia „demonstracji przeciw Żydom”. Do wykonania akcji zobowiązano siły policji kryminalnej (Kripo), policji porządkowej (Orpo), oddziały SS i SA oraz inne formacje. Szczegółowe instrukcje informowały o sposobie terroru. Z rozkazu Heydricha przedstawiciele lokalnych służb dowiedzieli się m. in. iż „można podejmować tylko takie działania, które nie pociągają za sobą żadnego zagrożenia dla niemieckiego życia lub mienia”; „Na ciągach handlowych ulic należy szczególnie uważać, by sklepy nieżydowskie zostały bezwarunkowo zabezpieczone przed szkodami”; „Jeśli tylko przebieg wydarzeń tej nocy pozwoli na wykorzystanie zmobilizowanych urzędników, należy we wszystkich okręgach zatrzymać tylu Żydów – zwłaszcza majętnych – ilu można pomieścić w będących do dyspozycji celach więziennych. Na razie należy zatrzymywać tylko Żydów zdrowych – mężczyzn w niezbyt zaawansowanym wieku. Po dokonaniu aresztowań należy niezwłocznie nawiązać kontakt z właściwymi obozami koncentracyjnymi…”[4].
W założeniu nazistowskiej propagandy listopadowy pogrom miał być wybuchem „gniewu ludu”, „spontanicznym zrywem”. Opinia Niemiec i świata miała być świadkiem aktu „zemsty narodu”. Prasa nazistowska otrzymała instrukcje, by informować, iż wydarzenia 9/10 listopada są uzasadnioną reakcją obywateli na paryski zamach. Der Westdeutsche Beobachter pisał 8 listopada w porannym wydaniu: „Kto potrzebuje mordu jako dozwolonego ¸środka demonstracji` dla poparcia zbrodniczej kampanii kłamstwa, nie może liczyć już na żadną ochronę. Zbrodniarze będą w przyszłości traktowani jak zbrodniarze”. W tym samym dniu Völkischer Beobachter oznajmiał, iż „strzały w niemieckiej ambasadzie w Paryżu rozpoczynają nie tylko nowy rozdział w postawie wobec kwestii żydowskiej, lecz mogą być także sygnałem dla tych za granicą, którzy dotąd nie zorientowali się, że na przeszkodzie porozumienia narodów stoi tylko międzynarodowy Żyd”. Der Angriff ostrzegał 9 listopada: „Z tej niegodziwości wynika żądanie, by podjąć przeciw Żydom najostrzejsze konsekwencje”. Żydzi mieli ponieść kolektywną karę za czyn Herschela Grynszpana, bowiem według słów Goebbelsa to „żydostwo strzelało w Paryżu do narodu niemieckiego”.
Inscenizacja „gniewu ludu”
„Niemiecka noc” została zaplanowana i starannie wyreżyserowana. Zorganizowana spontaniczność wyraziła się akcjami terroru trwającymi od pierwszych godzin nocnych 9 listopada do późnego wieczoru 10 listopada 1938 r. Bojówki, przebrani w cywilne ubrania ludzie SS i SA, zagrzewani do boju alkoholem, wyposażeni w łomy, siekiery, broń oraz wykazy Żydów i rejestr ich najbardziej wartościowych dóbr, wyszli na ulice miast, by niszczyć, palić, upokarzać, zabijać. We wszystkich regionach Rzeszy płonęły w tych dniach synagogi, demolowane były mieszkania i sklepy, a ich żydowscy właściciele byli zastraszani, bici, wreszcie mordowani. Wszystkiemu towarzyszył wszechobecny dźwięk tłuczonego szkła, witryn sklepowych, okien, naczyń, porcelany. Meldunki lokalnych władz, policyjne raporty, kroniki miast i prasa odnotowywały z dokładnością zegara wydarzenia dnia. Dlatego miejscowe archiwa zachowały dokumentację nie tylko dokonanego spustoszenia, imienny wykaz ofiar, ale i dokładny rejestr zużytego materiału wykorzystanego do podpaleń i dzieła niszczenia. Im większe miasto tym większa samowola. Anonimowość ułatwiała wyładowanie nagromadzonej agresji.
Demolowanie obiektów nie dało wystarczającej satysfakcji, dlatego niemal wszędzie rejestrowano akty gwałtów, brutalności i upokorzeń żydowskich sąsiadów.
W Baden-Baden ludzie SS pędzili około 60 Żydów przez miasto do synagogi, gdzie zmuszono ich do czytania fragmentów Mein Kampf Hitlera, śpiewania nazistowskich pieśni i skandowania: „Jesteśmy brudnym, leniwym narodem”. Raport służb bezpieczeństwa donosił 12 listopada z Tyrolu, iż „gotująca się dusza narodu Rzeszy skierowała się przeciw Żydom” jako odpowiedź na „tchórzliwy mord w Paryżu”. Raport SD z Tyrolu bilansował wyniki „akcji”, donosząc beznamiętnie: „3 Żydów zabitych. Są to Richard Graubart, Karl Bauer i Richard Berger, to zarząd izraelskiej gminy wyznaniowej. Wilhelm Bauer leży z ciężkimi obrażeniami głowy w szpitalu (…). Małżeństwo Popper po zniszczeniu ich mieszkania zostało wrzucone do rzeki Sill; mogli się jednak uratować na brzegu. Mężczyzna jest wśród aresztowanych”[5]. Dla rozrywki i ku zaspokojeniu najniższych instynktów gawiedzi w niektórych miejscowościach wrzucano żydowskich mieszkańców do rzek, zanurzano w miejskiej fosie. W Bremie siedmioosobowa grupa esamanów wdarła się o 5 rano do mieszkania znanego radcy sanitarnego dra Adolfa Goldberga i zastrzeliła małżonków w ich sypialni. W Esslingen miejscem ataku fanatycznych bojówek SS i SA był dom sierot. Lokalny raport donosił, iż opierającym się nauczycielom i wychowawcom trzeba było „udzielić małych nauczek”. Część dzieci uciekła, a sprawcy niszczyli wszystko, co znalazło się w zasięgu ręki. Na płonący stos wyrzucano książki, zwoje tory i pamiątkowe tablice. Kierownika sierocińca Theodora Rothschilda i jego żonę zesłało później gestapo do obozu Theresienstadt[6].
Podczas gdy zaniepokojona opinia międzynarodowa donosiła o niemieckiej „nocy św. Bartłomieja”, a prasa zagraniczna opisywała „najstraszniejszą falę antysemicką” od czasów przejęcia rządów przez Hitlera, niemiecka rejestrowała liczbę miast niemieckich „uwolnionych od Żydów”, donosiła o „powszechnym oburzeniu ludności”, a jednocześnie o godnym podziwu zdyscyplinowaniu niemieckich obywateli. „Mimo uzasadnionego oburzenia na żydostwo, które ma na sumieniu krew niektórych niemieckich mieszkańców, ludność wykazała wielkie zdyscyplinowanie” informował 11 listopada Bamberger Volksblatt, zaś Schlesische Zeitung pisała tegoż dnia, iż „godne zauważenia było, iż we wszystkich przypadkach mimo zniszczenia, rozbijania szyb, okratowań drzwi nie było plądrowania jako wyrazu usprawiedliwionego wielkiego gniewu. Te akcje nie były wyrazem niskich instynktów (…), lecz pokazały jedynie Żydom, że nasza cierpliwość dobiegła końca”.
Sąsiedzi
Pogrom, zainscenizowany przez nazistowskie władze, nie wywołał bynajmniej powszechnego aplauzu społecznego. Obraz zarysowany w oficjalnej prasie przez wyreżyserowane relacje świadków różnił się zdecydowanie od wspomnień ofiar, tak jak odmienne były reakcje najbliższych sąsiadów, przeciętnego obywatela i gawiedzi. Podczas gdy jedni przechodnie wyrażali zażenowanie, inni opluwali konwoje aresztowanych. Ambasadorowie i konsulowie obcych państw donosili o obrazach grozy i ogromnym upokorzeniu ofiar. Zagraniczna prasa nie kryła oburzenia zachowaniem opłacanych najmitów gestapo.
W generalnej ocenie wydarzeń 9 i 10 listopada wymierzenie kary Żydom za mord na radcy vom Ratha było uzasadnione i znajdowało zrozumienie niemieckich obywateli, natomiast jej forma jako bezsensowne niszczenie mienia, które uznano za niemieckie, wywołała dezaprobatę. W wielu wypowiedziach dawano wyraz temu, że zamiast niszczyć wartościowe dobra, lepiej byłoby rozdzielić je między potrzebujących Niemców. Uświadamiano, iż takie zachowania są sprzeczne z sytuacją gospodarczą i regularnie prowadzonymi akcjami oszczędzania. Wyrażano obawy, iż terror, który wylał się na ulice, wpłynie na negatywny wizerunek państwa i narodu w opinii międzynarodowej. Samowola niszczenia, brutalność, znęcanie się, kryminalna energia, złodziejstwo, udział uczniów szkolnych w plądrowaniu, wszystko to mogło nadwerężyć zaufanie do partii i państwa prawa, anarchizować społeczność niemiecką. W raportach policji, landratów, burmistrzów i innych urzędników można przeczytać między wierszami, iż lokalna społeczność była oszczędna w krytyce pogromu, aby nie być podejrzaną o sprzyjanie Żydom i nie narazić się tym samym władzom. Panowała zmowa milczenia. Szczere poglądy ujawniały się rzadko. Wszechobecny był strach.
Wrocławski Żyd Walter Tausk obserwował wydarzenia i rejestrował w dzienniku, iż aktów wandalizmu dokonywali także kilkunastoletni chłopcy. „Starsza publiczność miała podzieloną opinię; ogólne nastawienie było przeciwko wydarzeniom (…). Ulica wypełniona po brzegi gawiedzią i intensywnie dyskutującym tłumem, częściowo zachwyconym, od dzieci po starych ludzi. Ale mimo to u wszystkich straszne przygnębienie; większości wydawało się to niesłuszne”. W pobliżu dopalających się ruin synagogi Tusk „tu i ówdzie spotykał przyzwoitych obywateli, którzy bardzo wzburzeni porozumiewali się oczyma (…) Byłem w samym środku średniowiecza”. Był on świadkiem przemykających szybko aut policyjnych przewożących aresztowanych Żydów oraz zbitych szpalerów ludzi wrzeszczących za każdym razem ¸powiesić`”[7]. Jedno było pewne. Nikt nie mógł powiedzieć już: „nie wiedziałem”. Terror wyszedł bowiem na ulice, stał się wszechobecny, nie do ukrycia.
Historycy są zgodni w przekonaniu, iż ludność generalnie negatywnie oceniła pogrom, co zresztą nie miało nic wspólnego z sympatią do Żydów. Krytykę wywoływała samowola. Niektórzy obawiali się, że formy brutalnego terroru, rauszu niszczenia oraz parokosyzmy nienawiści mogły wywołać reakcję odwrotną do zamierzeń władz: wzbudzić litość i współczucie dla ludności żydowskiej. Akceptowano jednocześnie bezkrytycznie ustawodawstwo antyżydowskie, w przekonaniu, iż to, co usankcjonowane jest prawem, musi być słuszne. Dominował strach o własną skórę i obawa na zasadzie: dziś Żydzi, a jutro my.
Dawało temu wyraz m. in. duchowieństwo, domniemając, iż skoro płoną synagogi, mogą w ogniu stanąć również kościoły. Kościoły w Niemczech milczały, postanowiły przeczekać, by przetrwać. Społeczność Kościołów, poza nielicznymi wyjątkami, pogrążyła się we współczuciu nad samą sobą. Lojalność wobec władzy wielu czyniła ślepymi, strach paraliżował działania. Przedstawiciel umiarkowanej orientacji Kościoła ewangelickiego biskup Teophil Wurm zwrócił się po pogromie do ministra sprawiedliwości Rzeszy Franza Gürtnera, prosząc by uczynił wszystko, co mogłoby się przysłużyć przywróceniu autorytetu prawa i praworządności w ojczyźnie. Jednocześnie zapewniał: „Z długoletniego doświadczenia mogę powiedzieć, że nie ma niemal stanu, który byłby bardziej wolny od żydowskiej istoty i bardziej był gotów do angażowania się w sprawy narodu i ojczyzny aniżeli stan ewangelickich księży”. Mógł pochwalić się również, iż przed 30 laty jako kierujący misją w Stuttgarcie prowadził skuteczną walkę „przeciw inwazji żydostwa”[8]. Katolicki „Bamberger Volksblatt” informował 14 listopada: „Całe żydostwo powinno wiedzieć, że jeżeli jeszcze raz jakiś Niemiec w Rzeszy lub gdziekolwiek na świecie zostanie zaatakowany przez jakiegoś Żyda, zemsta będzie całkowicie inna”. W Turyngii w Dniu Pokuty 16 listopada ogłoszono oświadczenie Krajowej Rady Kościoła o „walce przeciw niszczącemu działaniu ducha żydowskiego”. Biskup krajowy Martin Sasse obwieścił duchownym i wiernym, iż „narodowy socjalizm rozpoznał w porę niebezpieczeństwo i w pełni odpowiedzialnych zmaganiach ogłosił najostrzejszą walkę o niemiecką wspólnotę przeciw żydowsko-bolszewickiej bezbożności. Zadaniem Kościoła w Niemczech jest stanąć wiernie w tej walce po stronie Führera w poczuciu chrześcijańskiego sumienia i narodowej odpowiedzialności”[9]. Tylko nieliczni, jak Dietrich Bonhoeffer, dawali wyraz potępieniu nazistowskiej praktyki. Podkreślił on w swej Biblii pod datą 9 listopada słowa psalmu: „Na pastwę ognia świątynię Twoją wydali, na ziemi zbezcześcili przybytek Twojego imienia (…) Dokąd, Boże, będzie urągał nieprzyjaciel? Czy zawsze będzie bluźnił przeciwnik Twojemu imieniu?”[10].
Dla nazistowskiej władzy brak otwartego oporu i protestu ze strony społeczeństwa oznaczał wspólnictwo, akceptację hitlerowskiej polityki wobec ludności żydowskiej, co otwierało jej drogę do przyspieszenia i zaostrzenia środków na drodze do rozwiązania „problemu żydowskiego”. W polityce oddzielania podludzi od nadludzi partia miała całkowicie wolną rękę. Żydowska apokalipsa ujawniła nowe, stare oblicze. Pogromy, praktykowane od średniowiecza, przybrały jakościowo nowy wymiar. Bardziej wyrafinowane metody, z wykorzystaniem nowoczesnych środków przemocy, wyznaczały kolejny etap w historii Niemców i Żydów. „Noc kryształowa” ukazała całe spektrum zachowań ludzkich w warunkach dyktatury, a jednocześnie oznaczała symboliczną i faktyczną śmierć obywateli żydowskich w samym centrum wykształconego społeczeństwa wielkich miast.