fbpx
fot. Agata Grzybowska/Agencja Gazeta
z Bogdanem de Barbaro i Natalią de Barbaro rozmawia Elżbieta Kot kwiecień 2019

Sprzężenie zwrotne

Poza opisem i oceną jest jeszcze spojrzenie sięgające głębiej i dostrzegające miłość. Gdyby ludzie zobaczyli i poczuli całą miłość, którą dostali, lepiej lub gorzej okazaną, to świat byłby lepszym miejscem.

Artykuł z numeru

Samo dobro

Samo dobro

Elżbieta Kot: Czy zgadzają się Państwo ze słynnym zdaniem Tołstoja z Anny Kareniny, że wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, a każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób?

Natalia de Barbaro: Nie wierzę w taki ścisły podział – szczęśliwe na prawo, nieszczęśliwe na lewo. Wydaje mi się, że absolutna większość rodzin miewa zarówno szczęśliwe, jak i nieszczęśliwe momenty.

Czyli nie ma zupełnie szczęśliwych?

N: Na pewno są takie, w których wyraźniej widać, że ludzie się kochają, i takie, w których widać to mniej. Nawet w tych, które wydają się nieszczęśliwe, ludzie prawie zawsze się kochają, tylko nie umieją tego wyrazić.

Często są nieszczęśliwi właśnie dlatego, że się kochają.

B: Ja też jestem przeciwko uogólnieniom. Myślę, że te rodziny są szczęśliwe bądź nieszczęśliwe, które się za takie uważają. Pojęcie szczęścia jest tak bardzo subiektywne, że nie wierzę, by dało się je precyzyjnie zdefiniować.

Ale wszystkim musi być dobrze? Albo większości?

B: Rzeczywiście, słusznie Pani komplikuje to zagadnienie, bo może być tak, że mnie jest dobrze, a drugiemu nie. Czyli w rodzinie jest tak jak temu, komu jest w niej najgorzej.

Gdy ma się wiele lat doświadczenia w pracy terapeutycznej oraz wiedzę teoretyczną, dość szybko dostrzega się chyba pewne prawidłowości i schematy, wszystkie możliwe problemy zostały opisane i stąd mogą wydawać się do siebie podobne – co byłoby odwróceniem twierdzenia Tołstoja. Także pacjenci, z uwagi na wzrost wiedzy o psychologii, przychodzą na terapię już z pewnymi przedsądami.

B: Tylko te przedsądy w ustach pacjentów są zarazem osądami. Ci, którzy przychodzą po pomoc, nie przychodzą z teorią, tylko na ogół z oskarżeniem. Dominuje język krzywdy i winy. I dopiero w terapii odbywa się dekonstruowanie tych schematów. A terapia rodzin dlatego jest tak frapująca, że za każdym razem docieramy do czegoś innego, do innego obrazu rodzinnej rzeczywistości.

N: Nie jestem terapeutką, czuję się natomiast psycholożką i osobą będącą w różnych związkach, obserwuję ludzi, ale bardziej w sytuacjach szkoleniowych.

A co to w ogóle znaczy: mieć dobre relacje z bliskimi?

N: Powiedziałabym, że ważne jest mieć pozytywne uprzedzenie wobec bliskich – życzliwie interpretować ich zachowanie. Amerykańska badaczka Brene Brown powiedziała, że nigdy nie będzie wiedzieć, czy ludzie zachowują się najlepiej, jak potrafią, ale lepiej jej się żyje, gdy zakłada, że tak jest. Takie założenie wcale nie jest częste, skoro ludzie zaczynający terapię przede wszystkim się obwiniają. Drugi ważny element dobrej relacji z bliskimi to ten, że mam więcej przyjemności niż nieprzyjemności w kontakcie z nimi. I fundamentalna rzecz: doświadczam miłości i daję miłość.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się