fbpx
(fot. Radoslav Cajkovic/Alamy/BE&W)
Michał R. Wiśniewski czerwiec 2021

Trochę wolnego od wszystkiego

W naszym przeładowanym elektronicznymi mediami i gadżetami świecie często mówi się o potrzebie cyfrowej ascezy. Warto jednak zadać sobie pytanie: od czego naprawdę potrzebujemy odpocząć i kogo faktycznie stać na taki luksus?

Artykuł z numeru

Ucieczka od przebodźcowania

Czytaj także

Marta Sapała

Moje zmęczenie nie jest tylko moje

Urodziłem się w 1979 r. i nie pamiętam czasów sprzed cyborgizacji. Cyborg, połączenie człowieka i maszyny, może być rozumiany dosłownie (jako zaawansowana protetyka), ale i metaforycznie, jako uwikłanie w cyfrową sieć. Dla cyberpunkowego pisarza Williama Gibsona jednym z wczesnych cyborgów była telewizja; zbiorowość podłączona do wspólnych przeżyć. Wychowałem się w czasach nieustannie grającego radia. Nie pełniło wtedy już funkcji domowego ogniska jak kiedyś, gdy wokół radiowych seriali siadała cała rodzina, raczej stało się „dźwiękiem tła”, czym martwił się Freddie Mercury w piosence Radio Ga Ga. Proszę, od początku wychowywała mnie popkultura – nawet nie umiem myśleć, nie odwołując się do przykładów z piosenek. Radio Ga Ga oglądałem na czarno-białym telewizorze – przedziwny teledysk, w którym zespół Queen odwiedza Metropolis Fritza Langa, wizję przyszłości z 1927 r.

Wizja ta w ogóle się nie zestarzała – miasto, masa i maszyna, która wytycza rytm owej masy, robotników o twarzach zombie; zagrali ich statyści, których Lang werbował za grosze spośród bezrobotnych. Dla kontrastu – sielankowe ogrody na najwyższych kondygnacjach Metropolis zamieszkiwane są przez rządzącą elitę. Obrazki z gry Cyberpunk 2077 w zasadzie niczym się nie różnią – poza kolorami i nieustannym bombardowaniem informacjami. Narracje opisujące niewesołą przyszłość zawsze wychodziły z ponurej współczesności.

Piszę o tym „cyborgu” i Metropolis w tekście, który miał traktować o elektronicznej ascezie, bo nie można podjąć tematu bez ustalenia, w jakiej sytuacji wobec techniki się znajdujemy. Cyfrowy podział oznaczał kiedyś granicę między tymi, którzy mają dostęp do najnowszych osiągnięć komputeryzacji, a tymi, którzy jeszcze nie weszli na ten wyższy poziom. Dziś wydaje się dużo bardziej skomplikowany. Odcięcie się od maszyny jest przywilejem klas wyższych, które stać na zbijanie bąków w ogrodach Metropolis, a nie cyborga-robotnika, któremu algorytmy i aplikacje dyktują, co ma robić. Prawdą jest też, że niektóre smycze narzuca system, inne nałożyliśmy sobie sami.

Za dużo wiadomości

Wiecznie grające radio mojej mamy, które wyłączyła dopiero teraz, kiedy po upadku Trójki nie ma czego słuchać, zamieniłem w latach 90. na wiecznie włączony telewizor. Kablówka, a w niej programy satelitarne w kolorze i obcych językach w porównaniu do dwóch czarno-białych kanałów Telewizji Polskiej wydawały mi się wtedy biblioteką Babel. Sięgając do wspomnień, mam wrażenie, że nie robiłem niczego poza oglądaniem telewizji – seriale po angielsku, filmy po niemiecku, kreskówki i teledyski całą noc, ale do tego dużo czytałem, robiłem różne rzeczy na komputerze – i wychodziłem socjalizować się na podwórko. W XXI w. tak jak i inni zamieniłem telewizję na internet, od dekady jestem do niego podłączony przez całą dobę dzięki smartfonowi, ale wciąż nie przekroczyłem tej ostatecznej granicy – odcinam się od sieci, gdy idę spać. Niektórzy w nieustannej pogoni za nowinkami zrezygnowali i z tego azylu, śpią w „inteligentnych zegarkach”, pozwalając maszynie podglądać przebieg ich snu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się