fbpx
(fot. © European Union/ECHO/Pierre Prakash / CC BY-NC-ND 2.0)
Ula Idzikowska październik 2021

Pomaganie czy przeszkadzanie? Jak mądrze wspierać uchodźców

Wiele osób ze współczuciem patrzy na cierpienie ludzi na granicy polsko-białoruskiej. By pomóc uchodźcom, nie musimy jechać do Usnarza Górnego. Czasem nawet nie powinniśmy.

Artykuł z numeru

Z czego się śmiejemy

Czytaj także

Ula Idzikowska

Nowy grecki dom. I jego brak

Przed zasiekami po stronie białoruskiej stoi kobieta i wyje w ciemności »Help me! I beg you, help me!« [pol. Pomóż mi, błagam!]. Nie jestem w stanie tego słuchać. Zatykam uszy. Nic nie mogę zrobić. Idę do domu. Nie wolno już mi tu być człowiekiem. (Nie mam na to wydarzenie dowodu, bo zgodnie z rozporządzeniem rządu nie wolno na tym terenie niczego nagrywać, ale mam świadków)”.

To jeden z postów na Facebooku Mirosława Miniszewskiego – autora książek, blogów i podcastów, który obecnie mieszka na, jak to sam określa, „podlaskim pustkowiu”. Miniszewski pisze o tym, co usłyszał w okolicy przygranicznych Jurowlan.

Odkąd polska władza zamiast zakończyć kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej, wprowadziła w pasie przygranicznym stan wyjątkowy, śledzenie mieszkańców Podlasia to jedyny sposób, aby dowiedzieć się z pierwszej ręki o sytuacji na miejscu. Wielu dziennikarzy, aktywistów i polityków nie ma żadnych wątpliwości, że pozbycie się mediów i organizacji pozarządowych ma służyć oślepieniu społeczeństwa, odwołaniu widma wcześniejszych wyborów i podreperowaniu politycznego kapitału przez szerzenie nienawiści do kozła ofiarnego, którym – ponownie – stali się uchodźcy. Pojawiają się także głosy, że podobnie jak podczas wzmożonej migracji Syryjczyków, Irakijczyków i Afgańczyków w 2015 r., w wyniku politycznego zamieszania zapomnieliśmy o ludziach. „A to na nich powinnyśmy się przecież skupić” – przypomina Janina Ochojska, europosłanka i założycielka Polskiej Akcji Humanitarnej.

„W  obecnej sytuacji najważniejsze jest niezapominanie o osobach, które wciąż przebywają na granicy i które ją codziennie przekraczają. Nagłaśniajmy sprawę, bierzmy udział w demonstracjach. Jeżeli pozwolimy sobie na zapomnienie, to rząd będzie robił, co chce” – dodaje.

Do wyrażania sprzeciwu namawia też aktywistka Natalia Gebert z warszawskiej inicjatywy nieformalnej Dom Otwarty, która wspiera uchodźców w Polsce, organizuje szkolenia na temat migracji oraz uczy krytycznego podejścia do informacji. „Możemy protestować na różne sposoby – przez podpisywanie petycji, pisanie listów, umieszczanie postów na Facebooku – nawet linków do licznych manifestacji, które się obecnie odbywają. Wszystkie te gesty razem wzięte stanowią sygnał dla władz: część społeczeństwa nie kupuje dehumanizującej narracji o wojnie z uchodźcami”.

W  ten sposób wywieramy presję na polityków, zaznaczają aktywistka i dziennikarka Anna Alboth i Aleksandra Chrzanowska, doradczyni integracyjna ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej. Gebert: „Nacisk ma sens. Przykładem jest ewakuacja z  Afganistanu. Morawiecki stwierdził najpierw, że »Afgańczycy się rozpierzchli«, więc nie ma kogo ewakuować. Wydał 45 wiz humanitarnych, które trzeba było odebrać w New Delhi. Ponad 1000 km od Kabulu! Dopiero pod presją zapadła decyzja, że Polska jednak wyśle samolot”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się